194 euro na pierwsze i drugie dziecko, 200 euro na trzecie i 225 euro na każde kolejne dziecko. Przy czwórce dzieci daje to 813 euro, czyli w przeliczeniu ponad 3,4 tysiąca złotych. Taki zasiłek - Kindergeld - otrzymują wszyscy pracujący na terenie Niemiec. Nawet jeśli ich dzieci mieszkają w innym kraju, na przykład w Polsce. Teraz niemiecki rząd chce to zmienić i uzależnić wysokość dopłat od kosztów utrzymania w kraju, w którym dzieci mieszkają. Materiał programu "Fakty z Zagranicy" w TVN24 BiS.
Ojciec pracuje w Niemczech, dzieci zostały w Polsce. Ojciec dostaje od państwa niemieckiego pieniądze na dzieci, tak jak inni Niemcy. To tak zwane Kindergeld. Rząd w Berlinie pracuje jednak nad tym, żeby ten zasiłek był dostosowany do kosztów utrzymania w kraju, w którym dzieci faktycznie przebywają na co dzień. Dla wielu polskich rodzin może to oznaczać znaczne uszczuplenie budżetu. Niemieckie media zwracają uwagę, że poza Niemcy, w ramach zasiłku Kindergeld, wypływa więcej pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej. - To twarz sprzeciwu wobec zasiłku dla dzieci obcokrajowców - mówi René Springer, deputowany z ramienia antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD).
- Nie sposób wytłumaczyć niemieckim podatnikom, dlaczego miesiąc po miesiącu mają płacić na np. bułgarskie dzieci, które żyją w Bułgarii - dodaje. Na antenie telewizji ARD Springer precyzuje swoje stanowisko. - Gdyby te dzieci mieszkały tutaj, to byłaby to inna sytuacja. Ale one tutaj nie mieszkają - zauważa.
Rekordowa suma
Kindergeld trafia do ponad 215 tysięcy rodziców, których dzieci przebywają za granicą. Niemal połowa (103 tysiące) to rodzice z Polski. W sumie gra toczy się o 343 mln euro z niemieckiego budżetu.
- Jest to rekordowa suma, prawie dziesięć razy wyższa niż w 2007 roku. Duża część dzieci, które nie mieszkają w Niemczech, a na które ten kraj wypłaca Kindergeld, żyje w Polsce. Ograniczenia lub likwidacji tego wsparcia domagają się nie tylko politycy opozycyjnej i skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec, ale także rzecznicy federalnych ministerstw. Potwierdzili, że rząd będzie kontynuował prace nad ograniczeniem tego wsparcia - relacjonuje Natalia Skawińska, reporterka TVN24 BiS w Berlinie.
- Dla obydwu partii rządowych temat ten pozostaje aktualny – powiedział w środę rzecznik federalnego ministerstwa pracy i spraw socjalnych. Zamiar dokonania zmian potwierdziło także ministerstwo finansów, podkreślając przy tym, że ustalenia zapadną tylko w porozumieniu z Komisją Europejską i partnerami w UE.
Już w ubiegłym roku przepisy próbował zmienić minister finansów Wolfgang Schäuble. Zmiany zablokowała jednak Komisja Europejska.
Chroni nas prawo?
Prof. Witold Orłowski przypomniał na antenie TVN24 BiS, że w krajach UE obowiązuje zasada, że wszyscy pracownicy są traktowani w jednakowy sposób.
- To oznacza, że pewne przywileje, który ma pracownik niemiecki, pracownik polski też posiada - powiedział ekonomista w programie "Fakty z Zagranicy". Jak zaznaczył, nikt z poważnych niemieckich polityków nie mówi, aby odbierać polskim pracownikom prawo do zasiłku, bo byłoby to sprzeczne z prawem europejskim. - Natomiast jednocześnie zaczyna się poszukiwanie, jak zmniejszyć ciężar (finansowy - red.) - dodał. Zdaniem prof. Orłowskiego wszystkie zamożniejsze kraje Europy mogłyby być zainteresowane zmniejszaniem świadczeń na dzieci. - Jeżeli ich koalicja będzie silna, to możemy przegrać - stwierdził. Jak jednak dodał, Polska może jeszcze walczyć o równe świadczenia na dziecko przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Autor: Jakub Loska, ToL / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock