W 14 głównych portach na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych rozpoczął się strajk dokerów. Akcja strajkowa zablokuje porty od stanu Maine aż po Teksas. Dokerzy domagają się lepszych płac i gwarancji zatrudnienia w obliczu automatyzacji pracy portów. W proteście bierze udział niemal 50 tysięcy pracowników.
Związek zawodowy ILA, który zrzesza pracowników portowych, przekazał, że strajk jest wynikiem impasu w negocjacjach z firmą United States Maritime Alliance Ltd., głównym operatorem infrastruktury rozładunkowej w portach na Wschodnim Wybrzeżu i w Zatoce Meksykańskiej.
Ruszył strajk w portach
AFP podała, że port Virginia w Norfolk już zamieścił na swojej stronie internetowej komunikat o strajku, który "rozpoczął się o 00:01" czasu lokalnego.
W poniedziałek związek zawodowy ILA i firma USMA podały, że powróciły do negocjacji, które rozpoczęły się w maju i dotyczą przede wszystkim poziomu płac i procesu automatyzacji pracy w portach. Jednak wygląda na to, że strony nie doszły na razie do porozumienia.
Po raz pierwszy od 50 lat kluczowe dla międzynarodowej żeglugi i handlu porty na Wschodnim Wybrzeżu USA i w Zatoce Meksykańskiej nie będą funkcjonować - napisał portal BBC.
Portal stacji CNN podkreślił, że strajk zatrzyma transport przez porty szerokiej gamy towarów - od bananów przez europejskie piwo czy wino po meble, odzież, artykuły gospodarstwa domowego i europejskie samochody, a także części potrzebne do utrzymania amerykańskich fabryk i amerykańskich pracowników w tych zakładach pracy. Może również zatrzymać amerykański eksport USA, który przepływa przez te porty, co zaszkodzi sprzedaży amerykańskich firm.
Choć prezydent USA Joe Biden ma możliwość zawieszenia strajku na 80 dni w celu prowadzenia negocjacji, to Biały Dom zapowiedział, że nie będzie na razie ingerował w akcję protestacyjna dokerów.
Firma doradcza Oxford Economics oceniła, że każdy tydzień strajku będzie kosztować amerykańskie PKB od 4,5 do 7,5 mld dolarów straty.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA/JIM LO SCALZO