Jeszcze nigdy w NBA tak niewielu nie dostało tak wiele w tak krótkim czasie. W dwa dni drużyny najlepszej ligi świata dogadały umowy z kilkudziesięcioma koszykarzami o wartości ponad 3,3 miliarda dolarów. A to nie koniec.
Kibice NBA od dawna czekali na lato 2019. Ale nie tylko oni od wielu lat wiedzieli, że to będzie rok, w którym do wydania (i zarobienia) będą miliardy dolarów. Drużyny od wielu sezonów szykowały miejsce w budżecie, a koszykarze z nadzieją czekali na podpisanie kontraktów, które ustawią ich do końca życia.
Rekordowe lato
Takiej gorączki złota NBA jeszcze nie widziała. Nawet w szalonym 2016 roku, gdy również do wydania były potężne pieniądze, 30 zespołów w pierwszych paru dniach wydało 2 miliardy dolarów na nowe kontrakty. Nawet słabsi koszykarze zgarnęli wtedy umowy gwarantujące im dziesiątki milionów dolarów.
Teraz udało się ten rekord przebić. Jak podają amerykańskie media, w dwa dni zawarto kilkadziesiąt kontraktów na kwotę ponad 3,3 mld dol. Jeśli chodzi o kontrakty dziewięciocyfrowe (100 mln i więcej), to uzgodniono warunki 13 z nich. I tylko tych 13 koszykarzy w najbliższych czterech, pięciu latach zarobi prawie 2 mld dolarów.
Według amerykańskiego dziennikarza Matta Ellentucka tylko w ciągu pierwszych ośmiu godzin okienka, które otworzyło się o 18.00 w niedzielę, ustalono warunki 48 kontraktów o wartości ponad 3 mld dolarów.
by my count, 48 nba contracts were agreed to in the first 8 hours of free agency
— Matt Ellentuck (@mellentuck) July 1, 2019
they're worth more than $3.175 billion pic.twitter.com/DCuYcNGTS9
Granica absurdu
Wydaje się, że zarządzający drużynami NBA wyciągnęli wnioski po 2016 roku, gdy podskoczyły limity na płace i każda ekipa NBA miała do wydania na nowych zawodników o 24 mln dol. rocznie więcej (z 70 do 94 mln dol.) niż w 2015 roku. W tym roku limit zwiększył się o 7 mln dol. (tym razem z 102 do 109 mln dol.), ale zespoły wydały zdecydowanie więcej - dzięki wyjątkowo dużej liczbie wygasających w tym roku umów oraz wielu innych, które zostały przedłużone.
Mimo to na pierwszy rzut oka widać, że menedżerowie podejmowali zdecydowanie rozsądniejsze decyzje. Trzy lata temu kibice i eksperci łapali się za głowy widząc, jak absurdalne kwoty były w niektórych kontraktach. Wszystkich na głowę przebili wtedy Los Angeles Lakers, którzy za cztery lata gry dali 134 mln dol. Loulowi Dengowi i Timofiejowi Mozgowowi - zawodnikom, którzy choć ich kontrakty jeszcze nie dobiegły końca, to od dłuższego czasu są na wylocie z NBA. Tego typu umów było wtedy zdecydowanie więcej i nie tylko Lakersi ponosili brutalne konsekwencje swoich niemądrych decyzji.
Wprawiających w osłupienie kontraktów na razie nie ma, ale można zauważyć, że wiele ekip w wyścigu po mistrzostwo podjęło duże ryzyko. W poprzednim sezonie ekipa Toronto Raptors udowodniła, że przy odrobinie szczęścia każdy może wygrać w NBA, nawet drużyna z Kanady. W ostatnim roku Dinozaury były niezwykle aktywne na rynku transferowym i postawili wszystko na jedną kartę – to im się opłaciło.
Podobnie myśli teraz pewnie większość menedżerów i w ostatnich paru dniach nie stronili oni od ryzyka. Spośród 55 koszykarzy, którzy zawarli umowy na przynajmniej 10 mln dolarów, prawie dwie trzecie od nowego sezonu będzie grało w nowych barwach.
Gwiazdorskie kontrakty
Skupmy się jednak na największych gwiazdach, bo to one nie tylko są najważniejszymi postaciami oglądanego przez miliony widowiska, ale przede wszystkim to one są najlepiej wynagradzane.
W tym roku takie tuzy parkietu jak Damian Lillard (196 mln dol.), Kevin Durant (164 mln dol.) czy Kyrie Irving (141 mln dol.) zagwarantowały sobie setki milionów dolarów. To było jednak do przewidzenia.
Ale że ogromne pieniądze zarobią w ciągu najbliższych kilku lat tacy koszykarze jak Tobias Harris (180 mln dol.), Khris Middleton (178 mln dol.) oraz Jamal Murray (170 mln dol.), już nie. Nie są to najlepsi zawodnicy w lidze, co więcej – nie są to nawet najlepsi zawodnicy w swoich drużynach. Harris w zespole Philadelphia 76ers gra nie drugie, a trzecie skrzypce za Joelem Embiidem i Benem Simmonsem, Middleton sekunduje MVP ligi Giannisowi Antetokounmpo, a Murray wciąż pozostaje w cieniu Nikoli Jokicia. Są jednak na tyle dobrzy, że zasłużyli dobrą grą na duże pieniądze. Pytanie tylko, czy na tak wielkie. Ale to zweryfikuje czas.
Cztery miliardy co roku
Takich przykładów można by znaleźć więcej - NBA już jakiś czas temu zrezygnowała z oszczędzania. Liga się rozwija, z każdym rokiem przychody są coraz wyższe i w związku z tym rosną też budżety drużyn. Trzy lata temu NBA weszła w życie dziewięcioletnia umowa ze stacjami telewizyjnymi na 24 mld dolarów. Każdego roku właściciele i koszykarze mają do podziału około 8 mld dolarów – obie grupy dostają mniej więcej po połowie.
Rosną ceny biletów, coraz więcej sprzedaje się koszulek i gadżetów, a NBA dociera w najdalsze zakątki globu. Na razie nie widać, by liga w najbliższych latach miała przestać się rozwijać.
Ale nawet patrząc na powyższe kwoty, tegoroczne 3,3 mld dolarów na nowe kontrakty musi robić wrażenie. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę to, że tych kilkadziesiąt umów zawarto w ciągu paru dni oraz to, że nie jest to koniec wydawania. Do upolowania jest jeszcze największy kąsek.
Jeszcze wielu zarobi
Chodzi o najlepszego zawodnika finałów NBA – Kawhi Leonarda. Walczą o niego dwie ekipy z Los Angeles – Lakers i Clippers oraz Raptors, z którymi zdobył tytuł. Kontrakt MVP finałów może opiewać na ponad 150 mln dolarów.
Jeśli dołączy do LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa, to drużyna Lakers będzie miała zakontraktowanych pięciu koszykarzy. A to oznacza, że w wyniku obowiązujących limitów Jeziorowcy będą zmuszeni zatrudnić 10 koszykarzy za minimalne kontrakty – za łączną sumę około 20-30 mln dolarów.
W podobnej sytuacji jest jeszcze wiele drużyn. Jest też jeszcze dostępnych wielu przyzwoitych zawodników na rynku, więc prawdopodobne jest, że w sumie w tym roku w NBA wartość nowych umów osiągnie poziom około 3,7 do 4 mld dolarów. Pomimo nieustannie rosnących dochodów ligi, może to być rekord niepobity przez wiele lat.
Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: tvn24bis.pl