W drugim dniu strajku personelu kabinowego irlandzkich tanich linii lotniczych Ryanair odwołane połączenia zmusiły do zmiany planów dziesiątki tysięcy pasażerów. Pracownicy żądają, by w całej Europie ich umowy opierały się o prawo lokalne, a nie irlandzkie.
W komunikacie wydanym w czwartek przez przedstawicieli siedziby głównej Ryanaira w Dublinie poinformowano, że jak dotąd dzień przebiega bez nieprzewidzianych zakłóceń i wykonywane są wszystkie połączenia, których nie odwołano wcześniej. - Przepraszamy 50 tysięcy klientów z Belgii, Hiszpanii i Portugalii, których dzisiejsze loty były w poprzednią środę odwołane ze względu na strajk niektórych członków naszego personelu kabinowego" - czytamy w oświadczeniu.
Największe problemy w Belgii
Dotknięta czwartkowym strajkiem jest Belgia - odwołano około 60 procent połączeń Ryanaira z lotniska Charleroi, a z portu lotniczego Zaventem na ten dzień przewidziano tylko dwa loty. Z kolei w Portugalii nie wystartowało 70 procent planowanych wcześniej lotów. Z tego powodu w czwartek nie odbyły się także cztery rejsy z i do Polski. W środę - pierwszym dniu strajku - protesty pracowników irlandzkich linii lotniczych najbardziej dotknęły podróżnych z Hiszpanii. We wtorek wieczorem linie ogłosiły, że wszystkim 50 tysiącom pasażerów, którzy mieli bilety na anulowane loty, zadeklarowano już zwrot pieniędzy lub inne połączenie.
Żądania związkowców
Związki zawodowe reprezentujące personel kabinowy Ryanair domagają się, by w całej Europie umowy o pracę były zawierane na podstawie prawa lokalnego, a nie prawa irlandzkiego oraz żeby wszystkim oferowano takie same warunki, bez względu na to, czy są zatrudnieni bezpośrednio, czy wynajęci za pośrednictwem firmy zewnętrznej. Wysuwane są też żądania płacowe. Ryanair twierdzi, że warunki, jakie zapewnia swoim pracownikom, są konkurencyjne i często lepsze od tych, które oferują jego rywale, a żądania związków są "bezprzedmiotowe". Ryanair lata w 37 krajach. W zeszłym roku przewiózł 130 milionów pasażerów.
Autor: mb//dap / Źródło: PAP