Premier Wielkiej Brytanii David Cameron już dwa lata temu zapowiedział, że jeśli wygra wybory parlamentarne, zorganizuje referendum, w którym zapyta obywateli, czy chcą opuścić UE. Ponieważ wczoraj odniósł zdecydowane zwycięstwo, referendum wydaje się jedynie kwestią czasu. - Wydaje się, że obietnica Camerona zorganizowania referendum jest na tyle silna, że raczej się z tego nie wycofa. Zostałoby to zinterpretowane jako słabość wobec Brukseli - podkreśla gość TVN24 Biznes i Świat Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. A opowiedzenie się Brytyjczyków za opuszczeniem Unii wcale nie jest nierealnym scenariuszem.
Koszty, ale dla kogo?
Problem w tym, że taki krok miałby ogromne konsekwencje. Z opublikowanego niedawno raportu Fundacji Bertelsmanna wynika, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, czyli tzw. Brexit (zbitka angielskich słów "Britain" i "exit" - czyli "wyjście") kosztowałby ten kraj więcej niż 300 mld euro. Do tego pozostałe kraje wspólnoty poniosłyby niewielkie straty, ale sam Brexit w dłuższej perspektywie miałby negatywne skutki dla całej Unii.
Fundacja Bertelsmanna w swoim raporcie pisze o trzech możliwych scenariuszach. Najkorzystniejszy z punktu widzenia Londynu przewiduje uzyskanie przez Wielką Brytanię statusu podobnego do Szwajcarii, posiadającej umowę o handlu z UE.W najbardziej niekorzystnym scenariuszu kraj traci wszystkie przywileje wynikające z członkostwa w UE i umowy o wolnym handlu. Analitycy przewidują, że negatywne skutki ewentualnego wystąpienia w 2018 roku z UE ujawnią się w pełni w 2030 roku. W zależności od badanego wariantu, PKB na głowę mieszkańca w 2030 roku byłby mniejszy o 0,6 proc. do 3 proc. niż w przypadku pozostania Wielkiej Brytanii w Unii - czytamy w raporcie. Ale w najgorszym scenariuszy spadek PKB może sięgnąć nawet 14 proc. - uważają analitycy. W przeliczeniu na liczby brytyjski PKB w 2030 roku byłby o 313 mld euro niższy niż w przypadku pozostania w UE.Brexit to też konsekwencje dla innych krajów UE. Z szacunków zawartych w raporcie wynika, że np. niemiecki PKB skurczyłby się tylko o 0,1 do 0,3 proc. Najbardziej ucierpiałaby branża motoryzacyjna (-2 proc.), a także elektronika, produkcja wyrobów metalowych i żywność. Pozostałe kraje UE musiałyby ponadto zwiększyć składki do budżetu unijnego. W przypadku Niemiec oznaczałoby to konieczność wyasygnowania dodatkowo 2,5 mld euro rocznie.
Mniej wolność i odpływ kapitału?
Wystąpienie z Unii to duże komplikacje dla systemu finansowego. Warto pamiętać, że londyńskie City jest jednym z największych centrów finansowych Europy. Można sobie wyobrazić, że działanie City zostałoby zaburzone, jeśli w ogóle możliwe. Niektórzy ostrzegają też przez odpływem kapitału i inwestycji z Wysp.
Według analityków ING już samo przeprowadzenie referendum w sprawie wyjścia z UE może być kosztowne dla brytyjskiej gospodarki. Niepewność związana z członkostwem Wielkiej Brytanii w UE może przełożyć się na pogorszenie nastrojów inwestycyjnych. Oprócz zamrożonych inwestycji, referendum może przynieść również osłabienie wartości funta. Według analityków ING 1 euro może być w tej sytuacji warte 72 pensy. W przypadku braku referendum kurs mógłby wynieść 68 pensów za euro.
Przed konsekwencjami niepewności związanej z referendum i ewentualnym wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii przestrzegał niedawno szef trzeciej na świecie sieci supermarketów Tesco. Jego zdaniem wiele wielkich firm może opuścić kraj,a przekonanie o tym, że istnieje ryzyko opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię, może wpłynąć na decyzje inwestorów - oświadczył niedawno John Allan. - W Londynie mieści się więcej regionalnych i światowych siedzib firm niż w jakimkolwiek innym mieście na świecie. Niektóre z tych siedzib mogłyby relatywnie bezboleśnie zostać przeniesione do innych miejsc w Unii - powiedział Allan dziennikowi "Independent".
Z kolei holenderska firma produkująca elektronikę Philips ostrzegła z kolei, że może ponownie rozważyć inwestowanie w Wielkiej Brytanii, jeśli kraj będzie miał opuścić UE.
Nie inaczej
Jeszcze inne wyliczenia przedstawił w połowie marca think-tank Open Europe. Przestrzegał w swoim raporcie, że brytyjska gospodarka może stracić na wyjściu z UE nawet 56 mld funtów rocznie. Zauważa przy tym, że chcąc zachować korzyści wynikające z wolnego handlu z UE, Wielka Brytania musiałaby zapewne zgodzić się na zachowanie swobody przepływu osób. Według ekspertów think-tanku, jednostronna decyzja Wielkiej Brytanii o wyjściu z Unii Europejskiej i związane z tym ograniczenia dla przedsiębiorstw, mogą oznaczać zmniejszenie się PKB kraju o 2,23 proc. w perspektywie 2030 roku. Raport Open Europe nakreśla cztery możliwe scenariusze na wypadek opowiedzenia się Brytyjczyków za wystąpieniem z UE. Jeden z nich przewiduje sytuację, w której Wielka Brytania opuszcza zarówno struktury UE jak również unię celną i wspólny rynek unijny oraz niepowodzeniem kończą się próby wynegocjowania nowych warunków współpracy handlowej. W tym przypadku, zamknięcie granic oznaczałoby konieczność opłacania cła przez brytyjskich eksporterów oraz brak dostępu dla mających siedziby w Londynie instytucji finansowych do unijnego rynku.Według Open Europe, wystąpienie z UE może też wiązać się z korzyściami dla gospodarki. Uzyskanie wzrostu PKB o 0,64 proc. byłoby możliwe w przypadku wdrożenia scenariusza zakładającego wprowadzenie przez Wielką Brytanię tzw. jednostronnej strefy wolnego handlu, która pozwoliłaby zachować obecny poziom konkurencji na brytyjskim rynku. Wreszcie, najlepszy możliwy scenariusz, zakłada połączenie korzyści z poprzedniego scenariusza z przeforsowaniem zmian wewnątrz UE, przede wszystkim w zakresie polityki klimatycznej. Mogłoby to podnieść brytyjskie PKB nawet o 1,55 proc. Według autorów raportu jest to jednak scenariusz niemal niemożliwy do realizacji.
Raporty think-tanków to nie jedyne argumenty, które mogą trafić do Brytyjczyków przed ew. referendum. - Brytyjczycy, im dłużej trwa dyskusja antyeuropejska i im bliżej jest tego potencjalnego referendum, tym bardziej uświadamiają sobie, że wyjście z Unii nie oznacza tylko tego, że Polaków można pogonić a Rumunów przestać wpuszczać. To też oznacza, że już nie będzie można tak łatwo przenosić się na Wyspy Kanaryjskie, kupować domów w Hiszpanii i handlować produktami finansowymi w całej Europie siedząc w Londynie - zauważa Piotr Lewandowski.
Autor: mn//bgr / Źródło: tvn24bis.pl, PAP