System ePUAP nie jest winny temu, że część wyborców nie mogła zagłosować w niedzielnych wyborach samorządowych. Błędy leżały po stronie gmin - zapewnia resort cyfryzacji. Samorządy przekonują z kolei, że rząd "stworzył iluzję sytemu", a usługa posiada wiele wad, które spowodowały, że nie można było obsłużyć wszystkich wniosków w wyznaczonym terminie.
Skali problemów z oddaniem głowu jeszcze nie znamy, jednak zgodnie z danymi resortu cyfryzacji wnioski o dopisanie do rejestru za pomocą ePUAP złożyło w sumie 46 362 osób.
Przed wyborami samorządowymi wyborcy mieli prawo skierować do właściwej gminy wnioski o dopisanie do rejestru wyborców drogą elektroniczną, jednak system nie dawał możliwości przesłania dokumentów potwierdzających fakt stałego zamieszkiwania w gminie, w której ktoś chciał się dopisać do rejestru (skan umowy najmu, rachunki za media).
Kodeks wyborczy zakłada, iż organ samorządu ma jedynie 3 dni na sprawdzenie i podjęcie decyzji o wpisaniu lub odmowie wpisania do rejestru wyborców.
Spóźnione samorządy
W poniedziałek szef resortu cyfryzacji Marek Zagórski tłumaczył, dlaczego część wyborców nie mogła zagłosować.
- Błędy w systemie rejestracji wyborców za pomocą ePUAP wynikały z błędów natury organizacyjnej, a nie informatycznej i leżały po stronie gmin - przekonywał minister cyfryzacji Marek Zagórski. Dodał, że od uruchomienia systemu rejestracji wyborców resort cyfryzacji nie miał żadnych sygnałów ze strony samorządów, że sobie z nim nie poradzą. - To jest standardowa obsługa, oni codziennie przyjmują wnioski, które obywatele składają drogą elektroniczną, poprzez ePUAP i nie ma z tym problemu - mówił.
Jak wyjaśniał, wnioski złożone do urzędu gminy muszą być rozpatrzone w ciągu trzech dni. - To znaczy, że w ciągu trzech dni musi być wydana decyzja. Ta decyzja może być pozytywna, ale może być negatywna. W przypadku odmowy taką decyzję dostarcza się niezwłocznie. To powinno oznaczać kontakt telefoniczny - wyjaśniał na konferencji prasowej.
Zapewniał, że ministerstwo cyfryzacji przygotowało formularze zgodnie z przepisami. - I cała rola ministerstwa cyfryzacji kończy się wtedy, kiedy obywatel wypełnił wniosek i wysłał go za pośrednictwem platformy ePUAP. Reszta zadania należy do samorządu, który ma obowiązek zweryfikować wniosek i w ciągu trzech dni wydać decyzję - mówił.
W niedzielę na Twitterze Maciej Kawecki z resortu cyfryzacji wyjaśniał, że zgodnie z Kodeksem wyborczym, "wójt (burmistrz, prezydent miasta - red.) przed wydaniem decyzji (...) jest obowiązany sprawdzić, czy osoba wnosząca wniosek o wpisanie do rejestru wyborców spełnia warunki stałego zamieszkania na obszarze danej gminy".
"O tym jakie dane będą w tym celu pozyskane decyduje wójt. ePUAP pozostawia więc decyzję wójtowi" - tłumaczył.
Minister Marek Zagórski przypomniał, że resort już wcześniej informował, że najbardziej bezpieczny termin na złożenie wniosku mijał 16 października. - Niestety część wyborców złożyło wnioski po tym terminie. Było to 3157 osób z czego 1049 w Warszawie. W takich przypadkach, zgodnie z przepisami ta decyzja może być wydane jeszcze dzisiaj - zaznaczył.
Podkreślał, że samorządy wszystkim tym, którzy przesłali wnioski przed 16 października, powinny przekazać niezwłocznie decyzję odmowną, jeśli wyborca np. nie dostarczył wszystkich dokumentów.
- Nawet gdyby urząd stwierdził, że brakuje mu jakichś dokumentów i uznał, że nie chce już czekać na obywatela, w ciągu trzech dni powinien wydać odmowę. Sytuacja w której obywatele poszli na wybory, nie mając informacji negatywnej, jest niedopuszczalna - mówił.
Przyznał, że do resortu dochodziły informacje wskazujące na to, że urzędy nie wydawały decyzji w terminie.
Jak mówił minister, brak rejestracji w przypadku niektórych wyborców wynikał na ogół z tego, że niektóre samorządy wymagały dodatkowych dokumentów.
- Przepisy wyraźnie precyzują, jakie dokumenty dołącza się do wniosku. Jest to skan dowodu osobistego oraz deklaracja, o której mowa w ustawie (wnioskodawca podaje w niej swoje obywatelstwo oraz adres stałego zamieszkania - red.). Te dwa załączniki były załączone w naszym formularzu - podkreślił.
"Iluzja systemu"
Miasto Stołeczne Warszawa na swoim profilu na Facebooku poinformowało w niedzielę późnym wieczorem, że do urzędu wpłynęło ponad 34 tys. wniosków o dopisanie do rejestru wyborców, z czego pozytywnie rozpatrzono ponad 27,5 tys. wniosków. "Tylko od środy 17 października do piątku 19 października do Urzędu Miasta Warszawy wpłynęło około 8 tys. wniosków. Większość tych wniosków za pośrednictwem platformy ePUAP" - wskazano. "Samorządy już kilka miesięcy temu zgłaszały uwagi do PKW, że ustawowy czas na rozpatrzenie wniosków w tym na obowiązkowe stwierdzenie, że dana osoba zamieszkuje na terenie gminy jest niewystarczający. Teraz trzeba znaleźć winnych, najchętniej w pogardzanych samorządach" - napisano. Jak oceniono we wpisie, zaistniała sytuacja jest skutkiem: "wprowadzanych na kolanie przepisów wyborczych, które następnie były również na kolanie zmieniane", a także niesprawnego działania systemu ePUAP, o czym "informowały kilka miesięcy temu samorządy". "Rząd stworzył iluzję systemu, który umożliwia dopisanie się do listy, a nie stworzył do tego odpowiednich warunków w samym systemie i prowadził politykę informacyjną, która mogła wprowadzać w błąd. Samorządy oraz PKW wielokrotnie informowały, że żeby móc zagłosować 21 października, należy złożyć wniosek do wtorku (16 października). Pomimo tego, kilka tysięcy wniosków wpłynęło przez ePUAP przez ostatnie trzy dni i te wnioski mogły zostać nierozpatrzone, jak przyznaje sam minister cyfryzacji Marek Zagórski" - podkreślono.
Kilka przyczyn problemów
O problemach z dopisaniem do rejestru wyborców mówił też Bartosz Pelczarski, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Uprawnień Komunikacyjnych (SOUK) w Poznaniu. Według niego przyczyn kłopotów było kilka.
- Po pierwsze było to ogromne zainteresowanie wpisem do rejestru wyborców - zauważył.
- Przez ostatnie trzy lata wszystkich wniosków do rejestru wyborców w Polsce złożono trochę ponad 200. W ostatnich dniach tych wniosków złożono prawie 50 tysięcy. To pokazuje skalę, z jaką się zmierzyły urzędy. W Poznaniu wniosków elektronicznych tuż przed wyborami wpłynęło ponad dwa tysiące. To jest tyle, ile wpisaliśmy wyborców do rejestru przez ostatnie 15 lat - mówił.
Według niego kolejnym powodem była sama usługa elektroniczna, która "w takiej formie nigdy nie powinna powstać". - Choć technicznie była sprawna, pozwalała wysłać wniosek i przyjąć go w urzędzie, to posiadała wiele wad logicznych i użytkowych, które spowodowały, że urząd nie mógł obsłużyć wniosków w wyznaczonym terminie - mówił.
Jak wyjaśniał, korzystający z ePUAP nie otrzymywali informacji, że samo złożenie wniosku nie jest wystarczające do tego, żeby być wpisanym do rejestru. - A jeśli była taka informacja, to ona nie była jasna dla wyborców. Nie znajdowali oni informacji, że warunkiem wpisania do rejestru wyborców jest decyzja wydana przez organ - zaznaczył. Pelczarski podkreślił, że urzędnicy musieli w przypadku każdego wniosku prowadzić postępowania wyjaśniające. - To spowodowało, że ta usługa jest dużo dłużej obsługiwana niż zwykły wyborca przy okienku - stwierdził.
Autor: tol / Źródło: tvn24, tvn24bis.pl