Turyści pozostawienia sami sobie przez biuro Alfa Star szukają biletów i miejsc w samolotach. Urlop musieli niespodziewanie przerwać, a teraz muszą liczyć na ubezpieczenie i urząd marszałkowski. Z siedziby turystycznego bankruta znika logo. Dlaczego nikt nie reagował na sygnały o złej kondycji biura? Materiał "Faktów" TVN.
Turyści wracający do kraju nie kryli złości i zmęczenia. - Musieliśmy sobie znaleźć inny hotel, na własną rękę i na własny koszt - podkreśla Tomasz Wielkopolski, klient biura podróży "Alfa Star". Turyści przywieźli wspomnienia, o których nikt nie marzy.
Koniec sezonu
Alfa Star ma 20 mln zł w ramach funduszu gwarancyjnego, ale to nie oznacza, że można kupić bilety - bo tych często brakuje. Jest koniec wakacji i np. z Rodos trudniej wrócić, bo samoloty muszą zabrać tych, którzy wracają zgodnie z planem. Mazowiecki Urząd Marszałkowski gasi pożar za pożarem. - W nocy udało się załagodzić sytuację w Egipcie. Turyści mogli spokojnie przebywać w hotelach - podkreśla Marta Milewska z urzędu. Problem jednak w tym, że tam, gdzie Alfa Star zapłaciło bieżące rachunki, ale nie pokryło kosztów późniejszych rezerwacji, strach przed utratą późniejszych zysków prowokuje do tego, by turystów wyrzucić z hotelu przed terminem. Ślady po Alfa Star znikają z polskich miast, choć za granicą przebywa nadal ok. 800 klientów tego biura. Dwa tysiące pozostaje z nic nie wartymi umowami, zawieranymi do ostatniej chwili. Biuro zbudowało swoją pozycje na rynku opierając się o jeden kierunek - Egipt. Tą pozycją zachwiała sytuacja w tym kraju, ale też nierentowna inwestycja w linie lotnicze "4YouAirlines". Nie pomogło wprowadzenie do oferty Turcji, Bułgarii, Grecji i Hiszpanii. Zyski Alfa Star przez rok z ok. 60 tys. zł spadły do ponad 8 mln zł długu.
Autor: mn//gry / Źródło: Fakty TVN