Dziś rano okazało się, że w ciągu tygodnia rubel traci do dolara i euro 11 procent, co oznaczało, że to najgorszy tydzień dla rosyjskiej waluty od 1998 roku – czasów bankructwa Rosji u schyłku ery Borysa Jelcyna. Ale potem rubel w ciągu kilku godzin zyskał 6 procent. Sytuacja nie jest więc już tak prosta, jak jeszcze kilka dni temu.
Podstawowe fakty oczywiście się nie zmieniają: Rosja jest w trudnej sytuacji gospodarczej, odczuwa zarówno skutki sankcji, jak i spadku cen ropy. Gdyby tych czynników zresztą nie było, to i tak radziła by sobie gorzej, bo jako eksporter odczuwałaby gorszą koniunkturę zarówno w Europie, jak i w Chinach. Mimo to wydaje mi się, że Rosja kończy ten tydzień w lepszej sytuacji niż go zaczynała.
Rubel tracił na wartości tak szybko, bo na czynniki fundamentalne (popyt na dolary ze strony zadłużonych firm, tańsza ropa) nałożył się czynnik spekulacyjny (granie na słabszego rubla możliwe na większą skalę dzięki systematycznym, ale nieskutecznym interwencjom banku centralnego). W tym tygodniu pierwszy czynnik osłabł, a drugi zupełnie zniknął.
Gazprom na europejskim rynku
Po pierwsze (ten fakt łatwo było przegapić) Gazprom w tym tygodniu wszedł na rynek europejski, aby wyemitować obligacje w dolarach. Ściągnął z rynku 700 mln USD. Musi wprawdzie płacić aż 4,3 procent odsetek rocznie – horrendalnie dużo jak na obecne warunki rynkowe – to cena za dodatkowe ryzyko związane z tym, że to właśnie Gazprom, a nie np. Siemens, czy inny Ryanair. Ale ważne jest to, iż rosyjski duży państwowy, powiązany z Putinem koncern z branży energetycznej udowodnił, że nawet teraz może pożyczać dolary na rynku światowym. Wprawdzie drożej, ale to nic, bo stać ich na to. Ważne, że w ogóle może. A to oznacza, że najważniejszy i najpilniejszy problem gospodarczy Rosji wygląda już mniej strasznie niż do tej pory.
Tym problemem są dolarowe długi dużych rosyjskich firm, często objętych sankcjami. A główna obawa do tej pory polegała na tym, że te firmy nie będą miały skąd wziąć wystarczająco dużo dolarów, aby te długi pospłacać ewentualnie zrolować. To właśnie popyt na dolara z ich strony napędzał osłabianie się rubla. Gazprom pokazał, że źródło uznawane za raczej poza zasięgiem wcale nie jest takie niedostępne – trzeba tylko zapłacić wyższe odsetki. Wprawdzie firmy objęte sankcjami nie znajdą kupca na swoje obligacje, ale teraz można sobie wyobrazić, że w razie czego pożyczy im je taki chociażby właśnie Gazprom albo ktoś inny, wobec kogo sankcji nie nałożono.
Spekulacje na rublu
Po drugie w tym tygodniu Rosjanie porzucili zupełnie nieefektowny i wręcz zachęcający do spekulacji stary system obowiązkowych i łatwych do przewidzenia, ale też drobnych w skali interwencji, które opisałem tydzień temu. Teraz nie wiadomo kiedy bank centralny zainterweniuje, na jaką skalę i czy w ogóle. Dziś zresztą w specjalnym komunikacie rosyjski bank centralny podkreślił, że teraz interwencje są możliwe w każdej chwili. To spore ryzyko dla każdego spekulanta, dla którego jeszcze tydzień temu gra na słabszego rubla była prostą grą do jednej bramki. Dziś rosyjski bank centralny ma znacznie większą swobodę ruchu.
Czyli lista rosyjskich problemów ekonomicznych wygląda dziś tak:
- dostęp rosyjskich firm do dolara: problem jest, rosyjskie firmy do końca 2015 muszą spłacić albo zrolować 134 mld USD długu, ale po emisji obligacji Gazpromu jest to problem mniejszy
- topniejące rezerwy walutowe: po odejściu od obowiązkowych interwencji walutowych problemu raczej już nie ma – teraz powinny wystarczyć interwencje słowne i samo straszenie rynku interwencją walutową
- niższy wpływy budżetowe z powodu tańszej ropy: problem nie istnieje, bo tańszy rubel rekompensuje ubytek związany z niższą ceną ropy
- rosnąca inflacja: problem istnieje i będzie zapewne narastać, ale możliwe teraz ustabilizowanie rubla, podwyżki stóp i narastająca deflacja u partnerów handlowych Rosji powinny pomagać w jej hamowaniu.
Podsumowując: Rosja oczywiście nie wyszła jeszcze z kłopotów finansowych, wciąż ciąży nad nią ogromne ryzyko związane z tym, co wymyśli Putin, co się dzieje na Ukrainie, a zwykłym Rosjanom z pewnością jeszcze przez wiele miesięcy będzie żyło się gorzej i drożej. Przed nimi wiele miesięcy, a może i lat powolnego wzrostu i balansowania na granicy recesji.
Ale krótkoterminowe i zupełnie realne w ostatnich tygodniach zagrożenie destabilizacją finansową państwa jest już raczej za nimi. Paradoksalnie Rosjanie uwalniając w znacznym stopniu kurs rubla (a całkowicie mają go uwolnić i przejść na system kursu płynnego już na początku 2015) zyskali nad nim kontrolę w znacznie większym niż dotychczas stopniu.
Nie mam zielonego pojęcia czy rubel dalej będzie osłabiał, czy dziś już sięgnął dna i dalej nie poleci. Wiem natomiast, że teraz Rosja ma znacznie więcej swobody i więcej instrumentów, żeby w razie czego rubla bronić, natomiast ostre trendy spadkowe na rynkach finansowych często kończą się dokładnie w takim stylu, w jakim dziś zachowywał się rubel – kompletną paniką o poranku i nagłym, zaskakującym, kilkuprocentowym zwrotem w drugą stronę w ciągu dnia. Rubel w tym roku stracił na wartości już ponad 40 procent, ale tak potężnego odbicia w drugą stronę jak dziś jeszcze nie miał.
Autor: Rafal Hirsch / Źródło: TVN24 BiS