Grecji kończą się pieniądze. Tym razem podobno już naprawdę, naprawdę się kończą. Podobno ostatnie zapasy gotówki mają pójść na wypłaty emerytur i pensji pod koniec kwietnia i potem już w kasie zero. Minister finansów Janis Warufakis rozkłada ręce i wydaje się mówić: „Będziemy bankrutować Europo, bo nie dajesz nam innego wyjścia. Sama stracisz na tym więcej niż my”. I tu Warufakis ma rację.
20 lutego – po pierwszym i wstępnym porozumieniu Syrizy i strefy euro pisałem o tym, że Grecy skapitulowali niczego nie osiągając. Na szczęście poddali się wtedy tylko na papierze, a kolejne miesiące spędzili kompletnie bezczynnie i (o, zgrozo). Ani nie podnieśli podatków, ani nie obcięli ludziom emerytur. Dziś wygląda na to, że sytuacja na linii Bruksela - Ateny zaczyna się zmieniać i że to wierzyciele Grecji zaczynają „pękać” pierwsi.
Sześć sygnałów, że Europa zaczyna się bać
Oto lista poszlak, które moim zdaniem na to wskazują:
- zniknęły groźby wyrzucenia Grecji ze strefy euro. Jeszcze miesiąc temu ze strony co bardziej porywczych Niemców było je słychać dość często.
- zaczęły pojawiać się sugestie, że nawet jeśli Grecja zbankrutuje, to nie będzie musiała opuszczać strefy euro, albo wręcz, że nie można na to pozwolić. Wczoraj taką opinię wyraził nawet wiceprezes Europejskiego Banku Centralnego Vitor Constancio.
- ECB wyraźnie też sugeruje (mówił to i Draghi, i Constancio), że nawet bankructwo Grecji nie będzie musiało oznaczać cofnięcia linii ratunkowych dla greckich banków, pod warunkiem, że nie zbankrutują one razem z państwem.
- zniknęły „dramatyczne” przecieki w niemieckiej prasie dotyczące każdorazowo „czegoś strasznego” w sytuacji finansowej Grecji. Moim zdaniem przecieki były organizowane przez Bundesbank i miały na celu wyłącznie napędzanie odpływu kapitału z greckich banków, po to, aby zmusić Syrizę do ustępstw w obliczu rozpadającego się systemu bankowego. Zabawne, że Bundesbank osiągnął niewiele, bo po każdym odpływie depozytów ECB zgadzał się na zwiększenie linii ratunkowych dla greckich banków.
- zniknęły opinie o tym, że wyjście Grecji ze strefy euro to nic takiego, a Europa jest na to przygotowana. Pojawiają się opinie, że to byłoby coś strasznego, o nieprzewidywalnych konsekwencjach, także politycznych. Federica Mogherini mówiła, że byłby to koniec jedności europejskiej.
- to, co mówią Grecy brzmi w sposób coraz mniej uległy. Warufakis narzeka, że Europa sama nie wie czego chce i nie boi się otwarcie wspominać o możliwości bankructwa. Premier Aleksis Cipras pisał o tym w liście do Angeli Merkel. Każdy liczący się grecki polityk rządowy wspomina przy każdej okazji, że mając do wyboru wypłatę emerytur i spłatę długów Grecja wypłaci emerytury, a długów nie spłaci, czyli zbankrutuje. Czyli teraz, to Grecy próbują szantażować Niemców, a nie odwrotnie.
Grecja: jeśli nas nie uratujecie, to będziecie mieć problem
Ton debaty się zmienił. Bardzo możliwe, że to efekt włączenia przez Grecję do negocjacji aspektów geopolitycznych. Świadczyć o tym może, chociażby nagły wzrost zainteresowania Stanów Zjednoczonych, ostatnio publicznie o Grecji wypowiadał się nawet Obama. Na ostatnim przetargu greckich bonów skarbowych blisko 10 procent z nich kupili Chińczycy. Po wizycie Ciprasa w Moskwie o możliwych rosyjskich inwestycjach w Grecji mówi się już głośno. Dziś w Atenach z premierem Grecji będzie rozmawiać prezes Gazpromu. Można się domyślać, że Rosja chętnie pożyczy Grecji pieniądze w zamian za jakieś korzyści geopolityczne w basenie Morza Śródziemnego, a Grecja się na to zgodzi, bo dlaczego miałaby się nie zgadzać. Wielu polityków mając do wyboru z jednej strony skasowanie niewinnym ludziom emerytur, bo tak chcą Niemcy i z drugiej strony udostępnienie Rosjanom miejsca pod bazę wojskową za spore pieniądze wybrałby to drugie.
Grecja oczywiście może tego nie robić, jeśli dostanie pieniądze z Unii.
Czyli Grecja pokazuje Europie: nie jesteśmy skazani na Berlin, zaglądają do nas Chińczycy, możemy się bezwstydnie sprzedać Rosjanom, jeśli nas do tego zmusicie (jesteśmy przecież w Syrizie byłymi marksistami). Możemy też zbankrutować, bo nie będzie nas to kosztować wiele. Dostępu do rynków nie stracimy, bo i tak nie mamy go od lat. Moglibyście nas wyrzucić z euro, ale sami boicie się tego bardziej niż my sami. Tak bardzo, iż sami deklarujecie, że nie można do tego dopuścić. Skoro więc nie wyrzucicie nas z euro i nie dacie nam pieniędzy na przetrwanie, to my sobie dług wobec was skasujemy i tyle. Nawet jeśli potem nie dacie nam już ani euro, to dziś już (inaczej niż w latach 2010-2012) mamy nadwyżki w budżecie, więc może uda się uniknąć katastrofy. My bankrutując będziemy to robić dla swoich podatników, wy z naszego bankructwa będzie musieli się tłumaczyć swoim podatnikom, którzy będą musieli częściowo pokryć wasze straty z tym związane. Tu warto przypomnieć, że ogromna większość greckiego zadłużenia to dług wobec ECB, MFW i unijnego funduszu EFSF. W rękach prywatnych inwestorów jest mniej niż 10 proc. greckiego długu.
Jeśli Cipras i Warufakis doprowadzą do tego, że Grecja przestanie spłacać zadłużenie wobec ECB i MFW, po czym i tak zostanie w strefie euro i życie będzie się toczyć dalej, to będzie to wielkie zwycięstwo Syrizy oraz wielka i niezwykle zasłużona porażka dotychczasowej polityki niemieckiej wobec południa Europy. W takiej sytuacji Cipras będzie moim zdaniem głównym kandydatem do tytułu Człowieka Roku we wszelkich plebiscytach.
Strefa euro: jeśli ich nie uratujemy, to możemy stracić wszystko
A jak to wygląda od strony strefy euro? Moim zdaniem faktycznie może mieć do stracenia więcej. Wyjście Grecji ze strefy euro natychmiast postawiłoby na rynkach pytanie „kto następny?” Natychmiast zaczęłoby się szukanie kolejnej ofiary. Wiarygodność ECB deklarującego dotąd, że euro jest nieodwracalne ległaby w gruzach, co z kolei mogłoby doprowadzić do znaczącego pogorszenia się nastrojów w realnej gospodarce całej strefy euro. Mogłaby wrócić recesja, a następnie nieunikniony wzrost napięcia politycznego w połączeniu z aktywnością rozochoconej greckim sukcesem Rosji mógłby doprowadzić także do trwałych podziałów politycznych i w efekcie do rozpadu może nawet Unii Europejskiej, chociaż ten proces z pewnością zająłby kilka lat. Tylko po co ten scenariusz w ogóle sprawdzać? To może lepiej faktycznie pożyczyć tej Grecji 50 mld euro, zredukować zadłużenie i po kłopocie. Cała powojenna idea integracji europejskiej jest przecież warta więcej.
Nie wiem, czy tak myślą w Brukseli, Berlinie i Frankfurcie, ale zapewne w Atenach myślą, że tamci tak myślą. Lepiej, żeby tamci faktycznie tak myśleli, bo ci w Atenach mają rację. Strefa euro ma do stracenia znacznie więcej niż Grecja.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl