Z jednej strony Polska, państwa bałtyckie, KE i organizacje ekologiczne; z drugiej Dania i Niemcy - w sporze o kwoty połowowe na Bałtyku rząd w Warszawie opowiada się za ograniczeniem poławiania dorszy. Stawką jest umożliwienie odrodzenia się tego gatunku.
W poniedziałek w Luksemburgu odbywają się negocjacje dotyczące limitów połowowych na Morzu Bałtyckim. Komisja Europejska przedstawiła swoje propozycje pod koniec sierpnia, ale wówczas nie uwzględniła dorsza, bo nie miała dostatecznych informacji, by przedstawić rekomendacje.
Mniej połowów
Miesiąc później opierając się na doradztwie naukowym Bruksela zaproponowała, by możliwość poławiania w zachodnim stadzie dorsza została ograniczona w 2017 roku o 88 proc. w stosunku do bieżącego roku; we wschodnim redukcja ma wynosić 39 proc.
Liczby te oparte są na opiniach naukowców, którzy wskazywali na konieczność cięć w kwotach połowowych, by stada dorsza mogły powiększyć liczebność, a pojedyncze osobniki - wielkość.
Co z dorszem?
Bałtycki dorsz od lat nie może się odrodzić. Zła kondycja gatunku (tzw. chudy dorsz) czy brak występowania tej ryby w strefie przybrzeżnej to poważny problem dla polskich rybaków. Choć armatorzy, zwłaszcza ci specjalizujący się w połowie dorsza, nie chcą redukcji kwot, ministerstwo gospodarki morskiej opowiadało się za większą ochroną tego gatunku.
- To, co stało się w ostatnich latach przede wszystkim z populacją dorsza, jak również cała historia, czyli wymieńmy: zmniejszenie wymiaru ochronnego, dopuszczenie ogromnych jednostek do połowów pelagicznych, musi być natychmiast zahamowane - powiedział w poniedziałek w Luksemburgu minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk.
Redukcja kwot
Jak zaznaczył, właśnie dlatego Polska chce redukcji kwot połowowych, ale jednocześnie rekompensat z tego tytułu dla rybaków.
Zdaniem organizacji Oceana działającej na rzecz ochrony światowych zasobów morskich i oceanicznych, należałoby wprowadzić tymczasowy zakaz wszelkich połowów stada dorsza w zachodniej części Morza Bałtyckiego.
Ekolodzy zwracają uwagę, że wschodnie stado dorsza (eksploatowane głównie przez Polskę) jest w słabej kondycji, natomiast zachodnie stado (eksploatowane głównie przez Danię i Niemcy) znajduje się na skraju załamania.
- Rządy stoją na straży prawa. Wspólna Polityka Rybołówstwa Unii Europejskiej nakłada na ministrów obowiązek odbudowy stad ryb do zrównoważonych poziomów. Niedopełnienie go graniczy z łamaniem prawa - oświadczył dyrektor wykonawczy Oceany w Europie Lasse Gustavsson. - Zachodni dorsz jest najbardziej przełowionym stadem w regionie, a jego odbudowa, uzależniona od odpowiedniego zarządzania, stworzy stabilne źródło zarówno miejsc pracy jak i pożywienia - dodał.
Kto w kontrze?
Po drugiej strony barykady są Niemcy i Dania, które nie chcą ograniczenia w kwotach połowowych dorsza. Kopenhaga opowiada się za limitami, które byłby 10 razy wyższe niż proponują naukowcy.
- Jesteśmy przerażeni stanowiskiem Danii. Zawsze to nas wytykano palcami jako tych kłusowników, a teraz okazuje się, że to Dania dąży do coraz większych połowów - zaznaczył Gróbarczyk.
W opinii Międzynarodowej Rady Badań Morza (ICES) stan zachodniego stada dorsza bałtyckiego nie poprawił się w tym roku, dlatego Rada proponowała redukcję kwoty połowowej o ponad 90 proc. Z kolei jeśli chodzi o wschodnie stado, zarówno Oceana, jak i ICES postulowały zmniejszenie przyszłorocznych limitów o 38 proc. Decyzja ministrów w sprawie kwot spodziewana jest w poniedziałek późnym wieczorem.
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24