- Niestety w przepisach zakazujących sprzedaży produktów podwójnej jakości wprowadzono zmiany, które dają furtkę producentom i tak naprawdę podejrzewam, że niewiele się zmieni - powiedziała w programie "Bilans" w TVN24 BiS Joanna Wosińska z Fundacji Pro-test. - Widać działanie silnego lobby producentów w Brukseli - oceniła.
Parlament Europejski w Strasburgu w środę poparł przepisy zakazujące sprzedaży produktów podwójnej jakości.
Jak powiedziała Joanna Wosińska, "tak naprawdę pomysł jest świetny i taka dyrektywa mogłaby świetnie chronić polskich konsumentów przed tym, żeby nie otrzymywali produktów gorszej jakości niż te same produkty na przykład w Niemczech czy we Francji".
Ekspert zwróciła jednak uwagę, że "w nowej dyrektywie jest wypisana lista wyjątków, więc producenci mogą wśród składników na przykład dodawać składniki regionalne w danym kraju". - Jest duże pole do interpretacji - podkreśliła Wosińska.
Jej zdaniem tak naprawdę "nowa dyrektywa daje pozory, że coś zmienia w kierunku żeby chronić bardziej konsumentów".
Konsumenci kluczowi
Ponadto, jak wskazywała ekspertka, zgodnie z nowym prawem cały trud udowodnienia, że zostało się wprowadzonym w błąd, spoczywa na konsumencie, czyli na zwykłym Kowalskim. - Kupując batonik za parę złotych, komu by się chciało wszczynać spór z wielkim producentem? - pytała.
- Poza tym w Polsce świadomość konsumencka jest wciąż niska, niższa niż na Zachodzie - dodała.
Wosińska podkreśliła, że "konsument jest najsłabszym ogniwem na tym rynku, tymczasem on będzie musiał sam udowodnić, że został wprowadzony w błąd, kupując jakiś produkt". - Mało tego, będzie musiał udowodnić, że gdyby miał świadomość, że to jest różny produkt od tego na przykład w Niemczech, czy innym kraju, to nie podjąłby decyzji o zakupie, więc to jest naprawdę skomplikowane - wskazała.
- Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek, zwykły konsument, który nie jest prawnikiem czy specjalistą od spraw konsumenckich, zdecydował się na taką batalię - powiedziała Wosińska.
Podwójna jakość produktów
Kwestia ta od wielu lat budzi sporo emocji. Producenci fakt sprzedaży pod tą samą nazwą towarów zawierających różne składniki tłumaczą specyfiką poszczególnych rynków, na których klienci przyzwyczajeni są np. do konkretnego smaku. Krytycy jednak wskazują, że gorsze składniki znajdują się często w produktach kierowanych na rynki Europy Środkowej i Wschodniej, a lepsze - na rynki Zachodu.
Zgodnie z przyjętymi przepisami firmy powinny albo ujednolicić skład produktów sprzedawanych w UE, albo zmienić nazwę produktów.
Przyjęte przepisy zakładają wyjątki w określonych sytuacjach. Producenci będą mogli przykładowo stosować lokalne produkty, jak owoce i warzywa, ale wtedy odpowiednia informacja o tym musi się znaleźć na opakowaniu finalnego produktu.
Autor: mb//bgr / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock