Nie idź na studia, zostań hydraulikiem. Dobrze zarobisz i nie poniesiesz kosztów związanymi ze studiami – radzi młodym Amerykanom Michael Bloomberg, były burmistrz Nowego Jorku. Sprawdzamy, czy polskie zawodówki dają szansę na zatrudnienie, czy jednak lepiej zdecydować się na studia.
- Jeśli dziś twoje dziecko chce iść na studia, a nie jest super inteligentne i trafi na kiepską uczelnię, to czeka go trudna droga. Natomiast, jeśli dobrze radzi sobie z komunikacją z ludźmi, to np. jako hydraulik będzie miało świetnie płatną pracę, bo posiada ogromny zestaw rzadkich umiejętności - tak uważa Michael Bloomberg, były burmistrz Nowego Jorku i założyciel agencji informacyjnej Bloomberg.
Zapotrzebowanie na robotników
Są w Polsce zajęcia nie wymagające wysokich kwalifikacji i dające zatrudnienie wielu osobom, jak np. zawód spawacza. Nadpodaż w przypadku tego stanowiska sięgnęła w pierwszym półroczu 2014 roku tysiąca ofert. Natomiast w przypadku spawacza w technologii MAG - 2,1 tys. Bez większych trudności można było zatrudnić się w pierwszym półroczu zeszłego roku także na stanowisku robotnika gospodarczego (nadpodaż 31 tys. ofert), a także opiekuna osoby starszej (5,4 tys. ofert) – wynika z danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.
Oczywiście nie we wszystkich zawodach wymagających niskich kwalifikacji jest tak duże zapotrzebowanie na pracowników. Dlatego dane te, nie odzwierciedlają faktycznej sytuacji na ryku pracy absolwentów szkół zawodowych. Pokazują jednak, w jakich kierunkach warto się kształcić lub przekwalifikowywać.
W samej grupie absolwentów szkół zawodowych utrzymuje się bezrobocie na poziomie 30 proc. – wynika z raportu „Czas na jakość w szkolnictwie zawodowym”, przygotowanym przez Instytut Badań Strukturalnych. Według niego, na rynku pracy zdecydowanie lepiej radzą sobie osoby, które ukończyły studia niż zawodówki. A najlepiej radzą sobie absolwenci techników, bo tylko 4 proc. z nich pozostaje bez pracy.
Problemy są inne
Jednak raport przede wszystkim uwypukla problemy, które trawią szkoły zawodowe. A jest nim między innymi jakość nauczania.
- Szkoły zawodowe nie pozwalają na nadrobienie braków w kształceniu – tłumaczy Maciej Lis, współautor raportu z Instytutu Badań Strukturalnych. - Okazuje się, że osoby kształcące się w zawodówkach, mają największe problemy z podstawowymi umiejętnościami cywilizacyjnymi. Na przykład z czytaniem ze zrozumieniem – mówi.
Przyczynę tego problemu wskazuje Grzegorz Baczewski, dyrektor Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy Konfederacji Lewiatan. - Do tej pory było tak, że wiele osób trafiało do zawodówek w wyniku negatywnej selekcji. To, że idą tam osoby słabsze powoduje, że ich absolwenci rzeczywiście mogą sobie nie radzić na rynku pracy – uważa Grzegorz Baczewski.
Artur Skiba, prezes zarządu Antal International i wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia do listy problemów, z którymi borykają się zawodówki, dodaje pogarszającą się jakość kształcenia.
- Znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ potrzeba wzmocnienia szkolnictwa zawodowego zbiegła się z przechodzeniem na emerytury starszych wykwalifikowanych nauczycieli danych zawodów. Nie powinno być rolą pracodawcy szkolenie od podstaw fryzjera czy murarza – a tak się w tej chwili dzieje. Trzeba pamiętać również, że dzisiejsze szkoły zawodowe nie mogą wyglądać tak, jak te sprzed 30 lat z przestarzałymi technologicznie warsztatami, czy nieaktualnymi schematami budowy maszyn – mówi Artur Skiba.
Utrata atrakcyjności
A wszystko przez to, że po roku 89. kształcenie zawodowe miało stracić na atrakcyjności. Czynniki były trzy: spadek zatrudnienia w zakładach produkcyjnych, wyższe wynagrodzenia dla absolwentów studiów i rosnące aspiracje edukacyjne Polaków. ”Między rokiem 1995 a 2013 udział osób z wykształceniem zasadniczym zawodowym zmniejszył się z ponad 30 proc. do 15 proc., zaś absolwentów techników odpowiednio z 25 proc. do 21 proc.” - napisano w raporcie „Czas na jakość w szkolnictwie zawodowym”.
Nad tym stanem rzeczy ubolewa prof. hab. Jan Klimek ze Szkoły Głównej Handlowej. - Zaniechaliśmy system kształcenia zawodowego. Masowo przestawiliśmy się na kształcenie wyższe, które miało pozwolić na szybsze dogonienie krajów zachodnich – podkreśla.
Dlatego minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz apeluje: - Szkolnictwo zawodowe jest dziś w Polsce niedocenione. Musimy wspierać proces doradztwa zawodowego, a przede wszystkim wzmocnić kompetencję doradców diagnostycznych.
- Na rewitalizację szkół zawodowych i techników czekają dziś zarówno przedsiębiorcy doceniający fachowców, jak i sami uczniowie, którzy coraz częściej zdają sobie sprawę, że lepiej posiadać konkretny zawód, niż dyplom, który realnie może nie dać im szansy znalezienia pracy. Teza, która przyświecała reformie oświaty z lat 90-tych, mówiąca o tym że 80 proc. absolwentów szkół gimnazjalnych powinno "robić" maturę w liceach ogólnokształcących, a jedynie 20 proc. z nich iść do szkół zawodowych, okazała się z perspektywy czasu głęboko nieprzemyślana – mówi Artur Skiba.
Pracodawcy powinni wskazywać zawody
- To pracodawcy powinni decydować, wykonywania jakich zawodów szkoły będą uczyć. A zarazem szkolnictwo zawodowe powinno zdecydowanie zyskać na interdyscyplinarności – podkreśla Marcin Nowicki z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Jego zdaniem słusznym posunięciem jest rozwijanie prywatnych szkół zawodowych i szkół przy zakładach pracy.
Jak zauważa Artur Skiba, w krajach Europy Zachodniej proporcje odpowiadają realnej strukturze zatrudnienia w gospodarce. W Szwajcarii 20 proc. młodzieży idzie do szkół ogólnokształcących, a 80 proc. do zawodowych, a w Niemczech 70 proc. uczniów rozpoczyna naukę w szkołach zawodowych.
Ok. 70 proc. absolwentów szkół zawodowych w wieku 25-34 lata znajduje pracę. I jest jeden ze słabszych wyników. Gorzej radzą sobie tylko osoby po liceach i szkołach podstawowych.
Autor: Przemysław Porzybut / Źródło: tvn24bis.pl