Nie będzie centralnego rejestru domen zakazanych - zapowiedziało w środę Ministerstwo Cyfryzacji. Chodzi o listę stron internetowych oferujących nielegalne towary i usługi, której wprowadzenie wcześniej rozważał rząd.
"Czarna lista" domen miała działać na zasadzie podobnej jak już funkcjonujący rejestr prowadzony w oparciu o przepisy tzw. ustawy hazardowej. "Miało to być techniczne rozwiązanie upraszczające proces weryfikacji (domen internetowych - red.), a jego celem miała być minimalizacja kosztów po stronie przedsiębiorców telekomunikacyjnych. Mogliby oni sprawdzać rejestr w jednym, a nie kilku miejscach. Ewentualne blokady miały następować dopiero na skutek decyzji uprawnionych do tego organów i tylko na podstawie przepisów ustawowych" - tłumaczy ministerstwo w komunikacie.
Ministerstwo wyjaśnia, że intencją szykowanych przepisów nigdy nie było jakiekolwiek ograniczanie wolności internetu. "Do wszelkich tego typu pomysłów ministerstwo cyfryzacji zawsze podchodziło i podchodzi krytycznie. Wszelkie sugestie, że utworzenie rejestru miałoby służyć jakiejkolwiek formie cenzury internetu były więc daleko idącą nadinterpretacją i nadużyciem" - dodano.
"Ostatecznie po analizach, a także z uwagi na fakt, że propozycje ewentualnego blokowania niektórych stron nie zostały przyjęte, ministerstwo cyfryzacji odstępuje od propozycji tworzenia rejestru" - czytamy w komunikacie.
Lista zakazanych stron
O centralnym rejestrze domen zakazanych jako pierwszy napisał w ubiegłym tygodniu "Dziennik Gazeta Prawna". Dziennikarze trafili na ten trop podczas lektury pisma wiceminister zdrowia Józefy Szczurek-Żelazko do Małgorzaty Hirszel, sekretarz Komitetu Stałego Rady Ministrów. Okazało się, że pomysł stworzenia centralnego rejestru pojawił się przy pracach nad ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii. Powstanie rejestru miało być sposobem na blokowanie internetowych sklepów z dopalaczami.
"Zgodnie z ustaleniami z Komitetu Rady Ministrów ds. Cyfryzacji oraz spotkań roboczych z przedstawicielami Ministerstwa Cyfryzacji, Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Infrastruktury przyjęto propozycję o utworzeniu centralnego rejestru domen internetowych służących do oferowania towarów i usług niezgodnie z przepisami prawa" - czytamy w dokumencie.
W trakcie prac legislacyjnych stwierdzono jednak, że centralny rejestr ma być uregulowany w ustawie o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa.
Na liście, według pierwotnych założeń, miałyby się znaleźć wszystkie domeny, za pośrednictwem których oferowane są nielegalne produkty bądź usługi. Blokowanie stron internetowych - w zamyśle rządu - miało być sposobem na walkę nie tylko z dopalaczami, nielegalnym hazardem, ale także niezgodnymi z prawem usługami finansowymi i transportowymi.
Zarządzaniem blokowania niezgodnych z prawem stron internetowych miały zajmować się: Ministerstwo Finansów, Komisja Nadzoru Finansowego, Główny Inspektor Sanitarny i resort infrastruktury. Z kolei uniemożliwianie dostępu do takich treści, na żądanie urzędników, miało spoczywać na operatorach telekomunikacyjnych.
Do prowadzonego przez resort cyfryzacji rejestru kolejne pozycje mieliby wpisywać urzędnicy z czterech wyżej wymienionych instytucji.
Eksperci alarmują
Eksperci z fundacji Panoptykon ostrzegali, że wprowadzenie rejestru może wiązać się nie tylko z blokowaniem stron, ale również ze zbieraniem przez urzędników informacji o osobach próbujących uzyskać do nich dostęp.
"Główny Inspektor Sanitarny (podobnie MF, MI i KNF) będzie mógł weryfikować, czy operatorzy telekomunikacyjni skutecznie wywiązują się ze swojego obowiązku blokowania stron internetowych poprzez sięganie po tzw. dane telekomunikacyjne. Chodzi o informacje, kto próbował wejść i kto faktycznie wszedł na zabronioną stronę" - alarmowano na stronie fundacji.
Autor: tol//dap / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock