Pierwszy szczyt UE pod przewodnictwem Donalda Tuska już nazywany jest w Brukseli Colą Light. Tylko dwa główne punkty obrad i cztery strony projektu konkluzji - gdy rok temu dokument końcowy miał 26 stron. Ale gabinet Tuska jest z tego dumny: ma być krótko, konkretnie i dynamicznie. Podkreśla, że Cola Light to nie Cola Zero. Z Brukseli pisze wysłannik TVN24 Biznes i Świat Maciej Sokołowski.
Dziś Donald Tusk pierwszy raz poprowadzi obrady szefów państw, ale on sam ma jeden z najdłuższych staży wśród uczestników dzisiejszego szczytu. Dłużej od niego do Brukseli przylatywali tylko Angela Merkel i obecny szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Przez siedem lat jako polski premier Tusk obserwował działania Rady Europejskiej i uznał, że czas na zmiany.
Długa lista
Szczyty w ostatnich latach zajmowały się długą listą tematów, a każde państwo dorzucało nowe wątki. Poprzedni szef Herman van Rompuy gdzieś upychał je w agendzie spotkań i dopisywał do konkluzji. Gdy jednak przy jednym stole zasiada 30 osób (oprócz szefów 28 państw też szefowie Rady i Komisji), to nawet, gdy każdy wypowiedziałby się przez 5 minut, dyskusja zajmie 2,5 godziny. Dziś ma być inaczej. Dyplomaci obiecują, że spotkanie zakończy się przed północą. - Chcemy, żeby wszyscy się wyspali - mówi urzędnik UE i dodaje, że być może nie będzie trzeba przedłużać szczytu do piątku, bo nie będzie już o czym debatować. W planie rozmów są tylko dwa punkty. Po pierwsze plan inwestycyjny Junckera, który Rada ma zatwierdzić i odesłać do Komisji bez wchodzenia w szczegóły. Donald Tusk chciałby uniknąć debaty o tym, na co mają być przeznaczone pieniądze, w które rejony UE trafią i, ile do funduszu dorzucą poszczególne państwa. - Ta dyskusja dopiero przed nami, dziś i tak nic nie zdecydujemy - twierdzą urzędnicy Rady. Drugim punktem, poruszanym przy kolacji, jest temat Ukrainy i relacji z Rosją. Konkret? UE przyjmie kolejne sankcje wobec firm inwestujących na Krymie. Dalsza część kolacji ma być swobodną rozmową o tym, jak zachowywać się wobec Rosji w przyszłym roku, gdy wprowadzone na rok sankcje zaczną wygasać. Tyle w teorii.
Styl nie dla wszystkich?
W praktyce ten nowy styl nie wszystkim się podoba. Pojawiły się zarzuty, że zapisy dotyczące Ukrainy są zbyt krótkie i zbyt ogólne. Dyplomaci domagali się wyraźnego skrytykowania Rosji i zapowiedzi kolejnych kroków. Przygotowane konkluzje to - jak zawsze - tylko projekt, propozycja Rady. Teraz nad dokumentem usiądą europejscy przywódcy, każdy ze swoim pomysłem zdań, które "muszą się tam znaleźć". - Później drukujemy taką książkę, która jest powtórzeniem wcześniejszych ustaleń, z poprzednich szczytów albo spotkań ministrów - mówi uczestnik tych rozmów. Dyplomaci już dawno chcieli to zmienić.
Takie zarzuty o pomijanie niektórych wątków nie dotyczą tylko kwestii Ukrainy. Jedni chcą słów o energii, inni o podatkach, jeszcze inni o Syrii. - Szefowie państw zrobią z konkluzji świąteczną choinkę, każdy chce zawiesić własną ozdobę - mówi jeden z dyplomatów. - Zadaniem szefa Rady jest odrąbanie tych gałęzi - dodaje. Ci, którzy nie dostaną tego, po co przyjechali będą najgłośniej krytykować nowego szefa Rady. To będzie pierwszy test dla Tuska. Jeśli nie ulegnie, to szczyt może zakończyć się jeszcze dziś udowadniając, że Donald Tusk był w stanie narzucić Unii własny styl. Jeśli ulegnie szefom państw, to konkluzje po tym spotkaniu znowu będą przypominać świąteczne drzewko, pod którym każdy znajdzie coś miłego dla siebie.
Autor: Maciej Sokołowski / Źródło: TVN24 Biznes i Świat