Wystarczy łącze internetowe i konto w popularnym serwisie społecznościowym, aby zasiać spustoszenie w wielkim świecie biznesu. Oto przykłady pokazujące, jak kilka słów może spowodować straty liczone w milionach, a czasami nawet miliardach dolarów.
W lutym bieżącego roku celebrytka Kylie Jenner, najmłodsza z klanu Kardashianów, zapytała swoich fanów na Twitterze (śledzi ją 24,5 mln osób), czy korzystają z aplikacji Snapchat.
"Czy ktoś jeszcze nie otwiera Snapchata? Czy może to tylko ja… to jest takie smutne" - zaćwierkała. Ten niewinny tweet spowodował, że wartość firmy spadła nagle o 1,5 mld dolarów.
Analitycy zastanawiali się, czy spadek wartości spowodowany był wpisem Jenner czy powszechnym oburzeniem użytkowników na wcześniejszą aktualizację, która znacząco zmieniła interfejs serwisu.
Influencerka próbowała później ratować sytuację pisząc, że "wciąż kocha Snapchata" i uznaje go za "pierwszą miłość". Nie pomogło.
Zamach w Białym Domu
W kwietniu 2013 roku na twitterowym koncie agencji Associated Press pojawił się bardzo niepokojący wpis. "Z ostatniej chwili: dwie eksplozje w Białym Domu. Barack Obama jest ranny".
Okazało się, że na konto AP włamali się hakerzy i to oni za wszystkim stoją. Zanim poinformowano, że tweet jest fałszywy minęło kilka minut jednak w tym czasie inwestorzy zdążyli wpaść w panikę, a z amerykańskiego rynku akcji zniknęło 136,5 mld dolarów.
Przypomnijmy, że wszystkie służby w Stanach Zjednoczonych były wówczas postawione w stan najwyższej gotowości, bowiem minęło zaledwie kilka dni od zamachu terrorystycznego podczas maratonu w Bostonie. Zginęły wówczas trzy osoby, a ponad 260 zostało rannych.
Atak prezydenta
Amerykański koncern zbrojeniowy Lockheed Martin stracił 4 mld dolarów w ciągu zaledwie dwóch godzin od pojawienia się tweeta opublikowanego przez Donalda Trumpa. W grudniu 2016 roku prezydent USA skrytykował firmę pisząc, że jej program dotyczący rozwoju myśliwca F-35 "wymknął się spod kontroli". Dodał też, że jego administracja wprowadzi oszczędności przy zakupach sprzętu wojskowego. Projekt, który ma kosztować 1,5 bln dolarów w ciągu 50 lat, znalazł się pod ostrzałem jako zbyt drogi, powolny i nie spełniający początkowych oczekiwań.
Prostowanie plotek
W czerwcu 2016 roku pojawiły się plotki, jakoby Samsung miał dostarczyć Tesli baterie słoneczne do produkowanych przez nią samochodów elektrycznych. Do tych pogłosek odniósł się Twitterze Elon Musk, założyciel i właściciel firmy. "Chciałbym wyjaśnić, że nad ogniwem akumulatorów dla Modelu 3 Tesla pracuje wyłącznie z firmą Panasonic. Artykuły z wiadomościami, które twierdzą inaczej są błędne" - napisał. Efekt? Kapitalizacja Samsung SDI (oddział południowokoreańskiego koncernu, zajmujący się akumulatorami) spadła o 8,5 proc., czyli o około 580 mln dolarów.
Pośpiech niewskazany
Co za ironia. W kwietniu 2015 roku mało znany start-up technologiczny o nazwie Selerity ogłosił na Twitterze słabe wyniki… Twittera w pierwszym kwartale roku. Nieszczęsny wpis pojawił się na kilka godzin przed oficjalnym komunikatem i wystraszył inwestorów, głównie ze względu na czynnik zaskoczenia. Publikacja wyników odbywa się zazwyczaj po zamknięciu rynków tak, aby uniknąć panicznej wyprzedaży. W tym przypadku tak się nie stało, co w rezultacie przyniosło straty serwisu społecznościowego wynoszące 8 mld dolarów.
Wyrzucony pasażer
W kwietniu 2017 roku na Twitterze pojawił się film, na którym widać, jak zakrwawiony pasażer samolotu zostaje siłą wyniesiony z pokładu maszyny United Airlines. Przewoźnik sprzedał na ten rejs za dużo biletów i zdecydował o wyproszeniu części osób z pokładu. Wybór padł m.in. na 69-letniego Davida Dao, który odmówił jednak opuszczenia swojego miejsca, co doprowadziło do szarpaniny.
Incydent wywołał międzynarodowe oburzenie i zamienił się w wizerunkowy koszmar dla trzeciej największej linii w Stanach Zjednoczonych. Wideo z incydentem stało się viralem, a wartość United Airlines spadła o jeden miliard dolarów.
Nie tylko straty
Ale nie zawsze tweety muszą oznaczać straty. Najnowszym przykładem jest wpis Elona Muska, który poinformował we wtorek, że rozważa wycofanie Tesli z giełdy płacąc 420 dolarów za akcję. Dodał, że ma już zabezpieczone środki na ten cel. W reakcji na ten wpis akcje spółki poszybowały o kilkanaście procent.
Szef Tesli, w komunikacie zamieszczonym na stronie producenta, zwracał później uwagę, że ostateczna decyzja w sprawie wycofania z giełdy nie została jeszcze podjęta. Zostanie ona sfinalizowana poprzez głosowanie akcjonariuszy. Zdaniem Muska, jako spółka publiczna, Tesla jest przedmiotem gwałtownych wahań cen akcji, które mogą odwracać uwagę wszystkich pracowników producenta. Każdy z nich posiada bowiem w swoim portfelu akcje firmy.
Autor: tol / Źródło: The Telegraph
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock