Polska nie powinna zbyt szybko przyjmować waluty euro - powiedział podczas konferencji prasowej w Zakopanem Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i kandydat Zjednoczonej Prawicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jego zdaniem spowodowałoby to "hiperinflację cen". Na te słowa zareagował Adrian Zandberg z partii Razem. "Czy minister Jaki w ogóle wie, co to hiperinflacja?" - zapytał.
Patryk Jaki przekonywał w Zakopanem, że najbliższe wybory do Parlamentu Europejskiego będą wyjątkowo istotne - "jak nigdy do tej pory". Zaznaczył także, że Polska musi się bronić przed przejmowaniem kompetencji rządu przez Unię Europejską. - Jest duża tendencja w Unii Europejskiej do tego, żeby przejmować kompetencje państw członkowskich i żeby ograniczać suwerenności Polski. Już prawie 75 procent prawa, które obowiązuje w Polsce, jest przyjmowane w Unii Europejskiej. Dodatkowo są tendencje związane z szybkim narzuceniem Polsce waluty euro. Chce się rozdzielić budżety w taki sposób, aby rozdzielić go na budżet euro i budżet pozostałych państw, które nie przyjęły wspólnej waluty - przekonywał Jaki.
"Hiperinflacja cen"
Zdaniem wiceministra sprawiedliwości nie należy zbyt szybko przyjmować waluty euro, gdyż może to zwiększyć ceny i koszty życia w naszym kraju. - Polska nie powinna zbyt szybko przyjmować waluty euro. Są tylko dwa państwa, które zyskały na euro, reszta państw straciła. Jestem przekonany, że w Polsce spowodowałoby to hiperinflację cen. Naszym zadaniem jest to, aby w Polsce dbać o obywateli - przekonywał.
Na słowa wiceszefa resortu sprawiedliwości zwrócił uwagę na Twitterze Adrian Zandberg, członek zarządu partii Razem.
"I po co wygadywać te głupoty o »hiperinflacji«? Czy minister Jaki w ogóle wie, co to hiperinflacja? Euro jest niezbyt dobrze skonstruowaną walutą. Strefa wymaga zmian, zanim będzie sens tam wstąpić, nie ma co pchać się na siłę. Ale te banialuki o »hiperinflacji« to żaden argument" - czytamy.
Co to jest hiperinflacja?
I po co wygadywać te głupoty o ”hiperinflacji”? Czy minister Jaki w ogóle wie, co to hiperinflacja? Euro jest niezbyt dobrze skonstruowaną walutą. Strefa wymaga zmian, zanim będzie sens tam wstąpić, nie ma co pchać się na siłę. Ale te banialuki o ”hiperinflacji” to żaden argument https://t.co/cxLDASFPlD
— Adrian Zandberg (@ZandbergRAZEM) March 27, 2019
Według Narodowego Banku Polskiego o hiperinflacji możemy mówić, kiedy wzrost cen przekracza 50 procent miesięcznie.
"W takich warunkach nie ma możliwości racjonalnego gospodarowania, planowania gospodarczego. Przedsiębiorstwa nie są w stanie prowadzić rachunku ekonomicznego. Dochodzi do załamania w gospodarce" - wskazano w publikacji na stronie internetowej NBP.
Najwyższa hiperinflacja odnotowana była na Węgrzech w latach 1945-46, kiedy poziom cen w gospodarce podwajał się nawet co 15 godzin. W ubiegłym roku ceny najszybciej rosły w pogrążonej w kryzysie Wenezueli - inflacja sięgała nawet miliona procent w skali roku.
Dodajmy, że według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego inflacja w lutym tego roku wyniosła 1,2 procent rok do roku, a w ujęciu miesięcznym 0,4 procent. Ceny konsumpcyjne w strefie euro w lutym wzrosły o 1,5 procent rok do roku. Miesiąc wcześniej było to 1,4 procent.
Premier o wspólnej walucie
W Polsce co jakiś czas wraca dyskusja na temat przyjęcia euro w Polsce. Premier Morawiecki zabrał na ten temat głos na początku marca w radiowej Jedynce.
- Naszym podstawowym postulatem nie jest to, żeby Polska przyjęła euro, wręcz przeciwnie, uważamy, że nasza złotówka lepiej dba o dobrobyt Polaków. Naszym postulatem jest to, żeby Polacy zaczęli zarabiać tak jak w Europie Zachodniej i do tego dążymy - oświadczył Morawiecki. Jak przekonywał, "Polska nie jest wraz ze strefą euro obecną optymalnym obszarem walutowym". Przywołał przy tym przeprowadzone na Litwie badania dotyczące cen 40 najpotrzebniejszych do życia artykułów, takich jak żywność, ubrania czy sprzęt AGD. - Okazało się, że wśród (tych) 40 artykułów w Polsce jest 12 artykułów, które są najtańsze w całej Unii Europejskiej, a litewskie artykuły są nieco nawet powyżej średniej unijnej - stwierdził premier. Dodał, że dlatego "Litwini i Słowacy jeżdżą do przygranicznych sklepów na zakupy do Polski". Morawiecki powiedział, że kiedy ludzie to policzą, "dojdą do wniosku, że nie chcą, żeby w Polsce było drożej, bo i tak mamy (...) gonić Unię Europejską". - Dbamy o to, żeby te podwyżki (...) były jak najwyższe - stwierdził. - Zależy nam na tym, żeby zasobność portfeli zwykłych ludzi, wszystkich pracujących była taka jak w zachodniej Europie. I mamy szansę, pierwszy raz od 200, 300 lat dojść do tego poziomu: już za 5, 10 lat dogonić Włochy, a później Francję, a później te jeszcze bardziej bogate kraje - podkreślił premier.
"Efekt cappuccino"
Kwestia wzrostu cen jest jednym z głównych argumentów przeciwników wejścia Polski do strefy euro.
Tymczasem, jak podkreślono w raporcie "Jak żyć z euro. Doświadczenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej" przygotowanym pod kierownictwem prof. Witolda Orłowskiego, takich obaw i wrażeń nie potwierdzają wcale zbierane przez urzędy statystyczne dane o rzeczywistych zmianach cen.
"Tłumaczy się to wystąpieniem tzw. efektu capuccino. Ludzie szczególnie silnie zauważają podwyżkę cen towarów kupowanych często, za które płaci się gotówką (np. kawy we Włoszech)" - podkreślono. W efekcie tego tzw. inflacja postrzegana, w której wzrosty cen są odnotowywane znacznie silniej niż spadki, kształtuje się w krajach wprowadzających euro znacznie wyżej niż rzeczywista inflacja.
Jak wynika z raportu, w przypadku Słowacji (w strefie euro od 2009 roku) tempo wzrostu cen po przyjęciu wspólnej waluty okazało się znacznie niższe niż w przypadku krajów, takich jak Polska, Węgry i Czechy (EŚW-3). W całym okresie od wprowadzenia euro do roku 2017 ceny na Słowacji wzrosły łącznie o 12 proc, a w krajach EŚW-3 przeciętnie o 18 proc. "W krajach bałtyckich (Estonia przyjęła euro w 2011 roku, Łotwa w 2014, a Litwa w 2015) sytuacja nie ukształtowała się w sposób identyczny. Bardzo szybko rozwijająca się Estonia odnotowała po przyjęciu euro wzrost cen wyraźnie wyższy niż w krajach EŚW-3 (łącznie w latach 2011-2017 o 19 proc., wobec 12 proc. w krajach EŚW-3), głównie na skutek szybkiego wzrostu cen usług w ślad za szybko rosnącymi dochodami. W przypadku Łotwy i Litwy wzrost cen był podobny jak w krajach EŚW-3" - napisano.
Autor: mb//dap / Źródło: tvn24bis.pl