Pomimo tanich kredytów nie ma w Polsce boomu kredytowego. Zadłużenie mieszkaniowe wzrosło w pierwszym półroczu najwolniej od 2009 roku, czyli kryzysu na rodzimym rynku nieruchomości - informuje Lion's Bank.
Jak wynika z najnowszych danych opublikowanych przez NBP, bankowe zadłużenie Polaków z tytułu złotowych kredytów mieszkaniowych w pierwszym półroczu br. wzrosło o 8,4 mld zł. Jest to najniższy wynik zanotowany od pierwszego kwartału 2009 roku, a więc okresu, w którym na rynku wciąż widoczne było wyraźne piętno kryzysu.
Dla porównania, w pierwszej połowie 2015 roku mieszkaniowe zadłużenie wzrosło o 10,5 mld zł (25 proc. więcej niż w br.). Nawet w 2012 roku Polacy chętniej chodzili do banków po "hipoteki". W pierwszej połowie roku zadłużenie z tego tytułu wzrosło o 9,8 mld zł (o 17 proc. więcej niż w br.). Zdaniem analityków, może to o tyle zaskakiwać, że w 2012 roku kredyty były znacznie droższe, bo stopy procentowe czekała dopiero seria obniżek.
Z danych NBP wynika, że nowe kredyty hipoteczne udzielane w maju 2012 roku oprocentowane były na 7,4 proc., podczas gdy w maju br. było to 4,7 proc. W obu przypadkach mowa jest o rzeczywistej stopie oprocentowania, a więc zawierającej dodatkowe koszty.
Wkład własny uspokoił sytuację
Nie mamy więc boomu kredytowego pomimo taniego pieniądza. I zdaniem Lion's Bank, winny temu jest wkład własny, którego banki zmuszone są wymagać począwszy od 2014 roku.
Początkowo było to tylko 5 proc. wartości nieruchomości, w roku 2015 wymaganie wzrosło do 10 proc., obecnie wynosi 15 proc., a w roku przyszłym docelowe 20 proc. Trzeba przy tym pamiętać, że wymagany wkład ponad 10 proc. można często uzupełnić ubezpieczeniem. To jednak oznacza dodatkowe koszty i nie we wszystkich bankach jest możliwe.
Chcąc więc dziś kupić mieszkanie warte 300 tys. zł, trzeba mieć 45 tys. zł w gotówce. Gdyby tego było mało, trzeba się też liczyć z kosztami transakcyjnymi (notariusz, podatek, pośrednik, sąd). W sumie więc przy modelowym lokalu może się okazać niezbędne posiadanie 60-70 tys. zł w gotówce, aby myśleć o wystąpieniu do banku z wnioskiem o kredyt.
Efekt? Pod koniec 2013 roku wiele osób postanowiło uciec przed nowymi regulacjami i tym samym banki zanotowały najwyższy w historii przyrost mieszkaniowych długów. W drugim półroczu salo złotowych kredytów wzrosło o 13,5 mld zł. Później nastąpiło wyraźne spowolnienie. Pomimo kroplówki w postaci programu Mieszkanie dla młodych Polacy nie zadłużają się już aż tak chętnie na mieszkania.
Gotówka studzi nadmierny optymizm
Konieczność posiadania wkładu własnego, to cena, którą płaci się, aby przeciwdziałać ryzyku na rynku hipotecznym. Jest to o tyle ważne, że na rozwiniętych rynkach (w tym w Polsce) sporą część mieszkań kupuje się na kredyt.
Jak wyjaśniają eksperci, zawirowania na rynku finansowym decydują więc o sytuacji na rynku mieszkaniowym. Boom kredytowy powoduje, że transakcje zawierane są szybko i za coraz wyższe sumy, a załamanie na rynku kredytowym prowadzi do trudności ze sprzedażą mieszkań i wpływa na obniżkę cen lokali.
Mechanizmy te nie pozostają bez wpływu na kondycję gospodarki, której ważnym elementem jest budownictwo tworzące wiele miejsc pracy.
Wśród podstawowych efektów wprowadzenia wymagań odnośnie wkładu własnego Lion's Bank wymienia utrudnienie dostępu do finansowania hipotecznego osobom, które nie posiadają ułamkowej części ceny nieruchomości, większe bezpieczeństwo udzielania kredytów hipotecznych, a także ograniczenie wzrostu cen nieruchomości w sytuacji kredytowego boomu.
Zobacz materiał z programu "Polska i Świat" w TVN24 o rządowym programie Mieszkanie plus (03.06.2016):
Autor: mb/gry / Źródło: tvn24bis.pl