Frank szwajcarski może się osłabić; bo "mamy na franku bańkę spekulacyjną" - uważa prezes NBP Marek Belka. - Pomysły przewalutowania kredytów mogą destabilizować banki, a tych prawie połowa w naszym kraju jest polska i to Polska będzie musiała płacić za ich ewentualne kłopoty - mówi.
Belka w środę w Sejmie przestrzegał posłów, by ostrożnie podchodzili do pomysłów dotyczących przewalutowania kredytów hipotecznych z franków na złotówki.
"Kiedyś bańka może pęknąć"
Zdaniem Belki jeśli już Sejm zdecyduje się zmienić przepisy i przeprowadzić przewalutowanie kredytów, to musi to zrobić pod pewnymi warunkami. - Po pierwsze nie może być mowy o zaangażowaniu środków publicznych. Mam tu na myśli zarówno koszty dla budżetu, jak i poświęcenie znacznej części (...) rezerw walutowych. Po drugie nie można destabilizować banków - wyliczał. - I wreszcie to rozwiązanie powinno być nieobligatoryjne dla kredytobiorców - dodał. - Jak to jest możliwe, żeby tak malutka gospodarka (czyli szwajcarska - PAP), znacznie mniejsza od polskiej, była podstawą jednej z najważniejszych walut świata? - zwracał uwagę szef NBP. - Przecież żeby utrzymać kurs waluty, Bank Szwajcarii musiał w pewnym momencie drukować chyba 60 mld franków szwajcarskich miesięcznie. Kiedyś ta bańka może pęknąć. Ja nie wiem, czy pęknie i kiedy pęknie, ale może się okazać, że ten frank szwajcarski (...) może się osłabić. Wtedy ci kredytobiorcy, którym dzisiaj nakażemy przewalutować (kredyt) na złote, przyjdą i powiedzą: znów żeście nas oszukali. Raz jak żeście nas wpuścili we franki i raz, jak żeście nas wpuścili w złotówki. Cholera. Niedobrze - tłumaczył prezes banku centralnego.
Belka podkreślił, że w Polsce problem frankowiczów nie jest problemem makroekonomicznym i nikt go od tego stanowiska nie odwiedzie. Jego zdaniem można go uznać za problem społeczny, a przewalutowanie kredytów jest w interesie określonej grupy społecznej. - Poza tym zbliżamy się do wyborów, a w związku z tym trzeba coś ludziom rzucić - mówił.
Oszukańcze polisolokaty
Belka, przedstawiając w środę w Sejmie sprawozdanie z działalności NBP w 2014 r., poruszył także problem polisolokat. - Do banków są oczywiście pretensje i to niekiedy uzasadnione. (...) Nie tyle sama koncepcja polisolokat, ale sposób ich sprzedawania był niekiedy oszukańczy - powiedział. Tzw. "polisolokaty" to ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi. Są one skonstruowane w taki sposób, że niewielka część składki trafia na ubezpieczenie, a w większości pieniądze klientów idą na inwestycje w fundusze. Umowy zawierane są zazwyczaj na wiele lat. Produkty te okazały się niekorzystne dla wielu klientów. W październiku ub.r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na oferujące takie produkty: Aegon TUnŻ, Idea Bank, Open Finance i Raiffeisen Bank Polska kary o łącznej wartości 50,4 mln zł za nierzetelne informowanie o produkcie oraz o prawach i obowiązkach stron umowy.
Polonizacja banków?
Ponadto, w środowym wystąpieniu prezes NBP Marek Belka zadeklarował, że jest zwolennikiem "udomowionego" systemu bankowego. "Udomowienie" nie oznacza tego samego co "polonizacja". W przypadku "udomowienia", mówił, nie liczy się, kto jest właścicielem banku, ale, gdzie jest główna siedziba. Podał przykład Alior Banku. Zaznaczył, że nie wie, czy jest to polski bank, ale siedzibę ma w Polsce i "z punktu widzenia zachowań" odpowiadał kryterium banku polskiego. Zwracał też uwagę, że banki z czysto krajową własnością były w niektórych krajach, jak np. na Węgrzech czy na Łotwie, ośrodkami kryzysowymi. W przypadku banków czysto krajowych ewentualne ich dokapitalizowanie musi bowiem pochodzić tylko z krajowych środków. Tymczasem nawet zagraniczne banki z siedzibą w Polsce, dodał, po wybuchu kryzysu zwiększyły kredytowanie. Belka dodał, że najlepiej, gdy system bankowy jest "zróżnicowany", gdy kapitał krajowy i zagraniczny jest w nich np. w stosunku 50 do 50 lub 60 do 40.
- Nasze banki są inne niż banki na świecie z jednego podstawowego powodu. W Polsce ogon "nie macha" psem. W Polsce banki nie są na tyle przerośnięte, że "nie machają" gospodarką realną. W dużej mierze nasza gospodarka, nasze przedsiębiorstwa korzystają z kredytu w sposób umiarkowany - podkreślił.
Jak stwierdził, "są tego zarówno dobre jak i złe strony, ale faktem jest, że nasz banki są stosunkowo niewielkie. Łączna suma bilansowa systemu finansowego w Polsce to jest 88 proc. PKB. To jest mniej więcej tyle, co w Stanach Zjednoczonych".
Nowe warunki
W dobie kryzysu finansowego Radzie Polityki Pieniężnej przyszło realizować politykę pieniężną w zupełnie odmiennej sytuacji - instytucje finansowe na całym świecie otrzymywały bowiem od swoich banków centralnych olbrzymie ilości gotówki - mówił prezes NBP Marek Belka w środę w Sejmie.
Podczas swojego wystąpienia szef NBP odniósł się do kryzysu, który rozpoczął się jeszcze w 2007 r. Jak mówił, prezentując sprawozdanie z działalności banku w 2014 r., aby sobie z nim poradzić największe banki centralne podjęły się bezprecedensowych działań, które są obecnie krytykowane. Polegały one bowiem na drukowaniu pieniądza.
Dodał, że pojawiła się wtedy "naturalna skłonność", aby te pieniądze gdzieś inwestować, aby przynosiły one zyski.
- Pojawiło się niebezpieczeństwo gwałtownych przepływów, czyli przypływów i odpływów kapitałów do krajów niedotkniętych bezpośrednio wielkim kryzysem finansowym. Można więc powiedzieć, że ryzykiem obciążono gospodarki tzw. krajów wschodzących - mówił, dodając, że do takich krajów zaliczana jest m.in. Polska. - Mogliśmy mieć do czynienia z zasadniczym, istotnym umocnieniem złotego, ze wszystkimi negatywnymi tego konsekwencjami dla gospodarki, a potem mogło nastąpić znów osłabienie. Ta nadpłynność banków, instytucji finansowych także zaowocowała zwiększeniem wahań cen surowców, zarówno żywnościowych jak i energetycznych - wskazał.
- Dla RPP stworzyło to bardzo trudne, nietypowe warunki prowadzenia polityki pieniężnej - podkreślił.
"Zielona wyspa"
Bardzo udana - taka była zdaniem prezesa NBP Marka Belki prowadzona w ostatnich latach przez RPP polityka stóp procentowych. Przyznał, że RPP obawiała się, że jeśli za bardzo obniży stopy, to ludzie zaczną wycofywać depozyty z banków, np. do funduszy inwestycyjnych.
Przypomniał, że Polska była jednym z nielicznych wyżej rozwiniętych krajów w świecie i jedynym członkiem Unii Europejskiej, który w dobie światowego kryzysu uniknął recesji. - Słynna zielona wyspa. Wiem, że "zielona wyspa" to pojęcie, z którego się wyśmiewamy. Ja się nie wyśmiewam. To wielki sukces - zaznaczył szef NBP, a z sali sejmowej odpowiedziały mu oklaski. - To, że Polska nie wpadła w recesję pozwoliło Narodowemu Bankowi Polskiemu uniknąć odejścia od polityki konwencjonalnej, czyli polityki prowadzonej za pomocą stóp procentowych - ocenił Belka. Prezes NBP zwrócił uwagę, że zbyt wysoki poziom stóp procentowych mógłby grozić napływem olbrzymiej ilości kapitału i nadmierną aprecjacją złotego. Natomiast obniżenie stóp - tak jak w niektórych krajach Europy - do zera, mogłoby wywołać różnego rodzaju nieprzewidziane zachowania społeczne. Tym bardziej, że - jak zauważył - ludzie w Polsce wciąż pamiętają wysoką inflację. - Myśmy się obawiali, że jeżeli będziemy obniżać stopy procentowe zbyt głęboko, to ludzie mogą zacząć wycofywać depozyty z banków. Gdzie? Na przykład do funduszy inwestycyjnych. A te wiadomo, raz przynoszą zysk, a raz stratę. A całe ryzyko - na uczestników, czyli na tych naszych deponentów. (...) Moglibyśmy wtedy liczyć na to, że ludzie zaczną poszukiwać jakichś dziwnych, ultraryzykownych sposobów inwestowania. Ten niesławny Amber Gold jest takim przykładem - powiedział szef NBP. - Musieliśmy te stopy tak kalibrować, tak ustawiać, żeby one nie były za wysokie, żeby nie groziło to zbytnim umocnieniem złotego, ale też niezbyt nisko, żeby depozyty nie odpłynęły, żeby banki nie musiały być albo zależne od finansowania zewnętrznego (...), albo ograniczać działalności kredytowej. I to, i to złe - dodał. - Wydaje mi się, że polityka stóp procentowych była bardzo udana. Bardzo udana - podsumował.
Przykład dla innych
- Zostawiam państwu, po roku 2014, złotego w dobrej formie, inflację na poziomie - można powiedzieć - niespodziewanie niskim, zaufanie do złotego wysokie, a system bankowy taki, że naprawdę szkoda go psuć - tak Belka, który w przyszłym roku kończy kadencję szefa NBP, zakończył swoje przemówienie.
Wystąpieniu przysłuchiwali się także uważnie zagraniczni ekonomiści. Jak ocenił na Twitterze Henry Foy, korespondent "Financial Times" w Europie Środkowej, "możecie mówić co chcecie o Marku Belce, ale jego publiczne wystąpienia są dobre. Koledzy z innych banków centralnych weźcie to pod uwagę".
Say what you like about Marek Belka. but my goodness his public speaking is good value. Fellow Central Bankers, take note. Boy\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'s got game
— Henry Foy (@HenryJFoy) lipiec 22, 2015
Autor: mb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sejm.gov.pl