O kilkanaście procent wzrosła w ciągu roku przeciętna cena metra kwadratowego mieszkania w największych miastach w Polsce. Jak oceniają analitycy Home Broker i Open Finance, pomimo wielu sygnałów o zbliżającym się końcu hossy, kupujący nie odpuszczają, a wysoki popyt nadal przekłada się na rosnące ceny.
Indeks Cen Transakcyjnych Home Broker i Open Finance, liczony na podstawie transakcji przeprowadzonych przez klientów firm, osiągnął wartość 965,92 punktów. W ciągu 12 miesięcy indeks urósł aż o o 13,4 proc., a dzisiejszy poziom jest najwyższy od sierpnia 2008 roku. Oznacza to, że mieszkania są najdroższe od ponad 10 lat.
Jak wskazują eksperci Białystok, Kielce, Lublin i Szczecin to największe miasta, w których w ostatnich 12 miesiącach stawki za metr kwadratowy zwiększyły się o 15 proc. lub więcej. W kilku mniejszych miastach (Bielsko-Biała, Częstochowa, Sosnowiec i Toruń) zmiana jest jeszcze większa, ale ze względu na niewielką liczbę transakcji wartości na poziomie 25-30 proc. wzrostu należy traktować ostrożnie.
Przez ostatni rok przeciętna cena metra kwadratowego spadła tylko w dwóch miastach: Bydgoszczy i Wrocławiu.
Stolica najdroższa
Standardowo najwięcej za metr kwadratowy trzeba płacić w stolicy, obecnie jest to średnio 8341 zł, najwięcej od ponad 10 lat. Warszawski rynek napędzany jest przez inwestorów, nadal nie brakuje też osób kupujących mieszkania na własne potrzeby.
Ceny są wyższe praktycznie w całym mieście, a wzrost ceny transakcyjnej nie jest związany ze zmianą struktury sprzedawanych lokali (tak bywa na mniejszych rynkach, gdzie przy niewielkiej liczbie transakcji relatywnie łatwo jest zachwiać średnią ceną).
Stawki za metr podbija m.in. rozbudowa drugiej linii metra, wzdłuż przyszłych stacji stawki są coraz wyższe.
Jak twierdzą eksperci Metrohouse sytuacja na warszawskim rynku nieruchomości jest w ostatnich miesiącach 2018 roku bardzo dynamiczna. - Wzmożone zainteresowanie widać przede wszystkim w segmencie mieszkań o wartości 400-500 tys. zł. Są to najczęściej mieszkania 2-3 pokojowe na zamkniętych osiedlach wybudowanych w ostatnich 10-15 latach. Spowodowane to jest działalnością inwestorów, którzy kupują mieszkania pod wynajem - mówi Cezary Dymowski, dyrektor warszawskiego oddziału Metrohouse.
Specjaliści twierdzą, że odczuwalny jest spadek zainteresowania zakupami mieszkania w celu ich późniejszej odsprzedaży, ponieważ wysokie ceny przyczyniają się do niższej stopy zwrotu z takiej inwestycji.
Kupujemy na kredyt
Oprócz inwestorów, sporą grupę kupujących stanowią osoby zaciągające kredyt w banku. Kusi ich relatywnie niskie oprocentowanie oraz bardzo dobra sytuacja na rynku pracy. Stan ten utrzymuje się już od dłuższego czasu, dzięki czemu wiele osób spogląda w przyszłość z optymizmem. Powoduje on, że w 2018 roku udzielonych zostanie najwięcej kredytów mieszkaniowych od dekady - wynika z analiz Open Finance.
Na ten wynik składają się jednak nie tylko coraz lepsza sytuacja finansowa gospodarstw domowych, ale też wcześniej wspomniane dynamiczne wzrosty cen.
Raty mogą rosnąć
Zaciągając dziś kredyt hipoteczny należy jednak z rezerwą podchodzić do swoich możliwości finansowych.
Banki chętnie udzielają finansowania, ale wymagają przynajmniej 10-procentowego wkładu własnego. To już studzi optymizm części kredytobiorców, którzy nie mają kilkudziesięciu tysięcy złotych wolnych środków, aby sfinansować wkład własny i koszty transakcyjne związane z zakupem (prowizje i opłaty).
Mało tego – dziś zadłużając się trzeba mieć też świadomość, że panujące od ponad trzech lat rekordowo niskie stopy procentowe kiedyś wzrosną, a to oznacza, że zaciągnięty dziś kredyt będzie droższy.
O ile? Pojedyncza podwyżka stóp procentowych niewiele zmieni, bo oznacza, że rata trzydziestoletniego kredytu wzrośnie o kilkanaście złotych miesięcznie. Gorzej, jeśli wrócilibyśmy do sytuacji sprzed sześciu lat, kiedy podstawowa stopa procentowa wynosiła 4,75 proc., a nie 1,5 proc. jak obecnie. Efekt mógłby być taki, że rata wzrosłaby nawet o 30-40 proc.
Koniec hossy?
Nawet tak skrajnie niekorzystny scenariusz, którego realizacja w najbliższych latach jest bardzo mało prawdopodobna, powinien być brany pod uwagę przez potencjalnych kredytobiorców, którzy po prostu nie powinni do cna wykorzystywać posiadanej dziś zdolności kredytowej.
"Hossa na rynku mieszkaniowym bez wątpienia zbliża się do końca, nikt nie jest jednak w stanie powiedzieć, czy ceny przestaną rosnąć za trzy miesiące czy półtora roku. Wiele zależy od sytuacji na rynku pracy oraz ewentualnych podwyżek stóp procentowych" - zauważają eksperci.
Autor: tol//dap / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock