Decyzja o zakupie używanych niemieckich czołgów leopard dla polskiej armii już zapadła - pisze "Rzeczpospolita". - To pogrzebie nasze firmy zbrojeniowe - mówią związkowcy i grożą protestami.
- Nie dopuścimy do decyzji, która jest niekorzystna dla gospodarki i wyjątkowo kosztowana dla samej armii - nie kryje irytacji przewodniczący "Solidarności" w zbrojeniówce Stanisław Głowacki. Zarzuca wojskowym, że są tak zafascynowani starociami z Zachodu, iż nie pofatygowali się nawet do Zakładów Mechanicznych w Łabędach, by rzetelnie ocenić unowocześnione czołgi Twardy (tzw. malaje).
48 sztuk tego pojazdu zakontraktowała za 370 mln dolarów armia malezyjska. Głowacki mówi o znacznie wyższych niż w przypadku polskiego sprzętu kosztach utrzymania leopardów. Koronnym argumentem są oczywiście ekonomiczne skutki decyzji - to uderzenie w co najmniej 200 zakładów mających udział w produkcji polskiego czołgu.
Wojskowi wolą 20-letnie czołgi niemieckie od najnowocześniejszych polskich konstrukcji. Ważnym argumentem jest oczywiście cena: leopard po drobnej modernizacji kosztuje niespełna 4 mln zł, nowy malaj z Bumaru to koszt rzędu 9 - 12 mln zł. Ale to nie najważniejsza kwestia.
Żołnierze mówią wprost, że przesiadka z polskiej maszyny do niemieckiej, to jak zamiana malucha na mercedesa. Ich zdaniem największą wadą naszych produktów jest "posowieckie" podejście do komfortu załogi: - Siermiężne wnętrze i magazyn amunicji wprost pod nogami można by jeszcze znieść, gdyby np. nie zawodność systemu kierowania ogniem czy kłopoty ze stabilizacją wieży.
Według dowódcy wojsk lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka leopard to jeden z trzech najlepszych czołgów na świecie. Szef MON Aleksander Szczygło w czwartek zapewniał, że klamka nie zapadła i trwają na razie uzgodnienia i analizy, które pozwolą wybrać najkorzystniejszy wariant transakcji.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24