Projekt Platformy zakłada "wyzwolenie mediów publicznych spod władzy PiS" i "ograniczenie wpływu polityków na TVP i Polskie Radio". Dlatego większość swoich kompetencji traci KRRiT. Przeciwnicy nowelizacji mówią, że dopiero teraz władza idzie w ręce polityków.
Wokół nowelizacji ustawy medialnej gorąco jest już od kilku tygodni. Media publiczne zwłaszcza od "afery Rywina" postrzegane są jako przyczułek aktualnie rządzących i wylęgarnie patologii. Platforma zarzuca poprzedniej ekipie rządzącej, że do utrwalenia tego stanu rzeczy mocno się przyczyniła i dlatego chce to zmienić.
- Nowelizacja ustawy o rtv likwiduje to, czym KRRiT się stała - politycznym ministerstwem ds. mediów audiowizualnych; nie dziwię się, że to się KRRiT nie podoba - tak na krytykę projektu ze strony Rady odpowiada szefowa sejmowej Komisji Kultury Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO. - W systemie prawnym tak już jest, że władza nie bierze się od Boga, tylko ktoś ją nadaje. A poprzedni system, gdy to KRRiT wybierała rady nadzorcze, a one - zarządy, już przerabialiśmy i widzimy, jak to funkcjonuje - dodaje. Jej zdaniem KRRiT broni się przed zmianą status quo jak może.
Co nowego?
Według założeń nowelizacji ustawy KRRiT ma liczyć siedmiu członków (dziś jest pięciu), którzy będą się zbierać co najmniej raz w miesiącu i dostawać diety za te posiedzenia (dziś członkowie mają ministerialne pensje i obradują, kiedy chcą). Kandydaci do KRRiT będą musieli mieć co najmniej dwie rekomendacje uczelni akademickich, ogólnopolskich stowarzyszeń twórczych lub dziennikarskich (dziś członków Rady rekomendują partie).
Projekt ogranicza też kompetencji Rady np. sprawy dotyczące koncesji, w tym karania za jej łamanie, przejdą do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Zdaniem niektórych przeciwników nowelizacji oddawanie tych kompetencji do URE, którego prezesa mianuje premier uzależni ją de facto od rządu.
Do rządu, a dokładniej do ministra finansów, ma należeć też powołanie i odwołanie członków zarządów i rad nadzorczych TVP i PR, które wygrały konkurs zorganizowany przez KRRiT. Teraz konkursy nie są obowiązkowe i to Krajowa Rada wybiera rady nadzorcze, a te wybierają zarządy.
Teraz my...
Najważniejsze zarzuty KRRiT do projektu to "powrót do rozwiązań z okresu PRL, niezgodność z konstytucją i brak koniecznych, postulowanych od dawna rozwiązań m.in. w zakresie cyfryzacji". Rada najostrzej krytykuje propozycję, by walne zgromadzenie akcjonariuszy, czyli w tym przypadku minister skarbu, powoływał i odwoływał członków rad nadzorczych i zarządów TVP i Polskiego Radia. Minister mógłby powołać na te stanowiska jedynie osoby wyłonione w organizowanym przez KRRiT konkursie, a odwołanie mogłoby nastąpić "tylko z ważnych powodów". Według KRRiT, taka propozycja "przybliża projektowany model do rozwiązań z okresu PRL".
Rada wytyka też brak poruszenie istotnych wg niej kwestii takich, jak "dobro odbiorców" - czyli dostosowanie ustawy o rtv do rozwoju technologicznego usług audiowizualnych czy doprecyzowanie przepisów chroniących małoletnich przed szkodliwymi treściami w mediach
Wtedy oni...
Prawo i Sprawiedliwość po wygranych jesienią 2005 roku wyborach parlamentarnych i prezydenckich w supertempie przepchnęło przez parlament zmiany w ustawie o RTV. Natychmiast podpisał ją prezydent, by zdążyć z jej drukiem przed 1 stycznia 2006 roku i rozwiązać zdominowaną przez lewicę Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. W nowej KRRiT - po raz pierwszy w historii - zasiedli wyłącznie przedstawiciele koalicji rządzącej (PiS, LPR i Samoobrony). I to oni całkowicie przejęli rady nadzorcze i zarządy publicznego radia i telewizji. O tym, kto pokieruje mediami, decydował m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński - to on wskazał Bronisława Wildsteina, a potem Andrzeja Urbańskiego jako prezesa TVP, a Krzysztofa Czabańskiego jako szefa publicznego radia.
Źródło: Gazeta Wyborcza, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24