Przy okazji walki z hazardem w internecie, rząd chce nowelizować prawo telekomunikacyjne i stworzyć czarną listę domen, które będą musieli blokować dostawcy - ustalił "Dziennik Gazeta Prawna". Wicepremier i minister gospodarki dementował w Sejmie te doniesienia: - Medialne informacje są dalekie od prawdy - mówił.
- W założeniu nie było takich spraw i w projekcie takich (...) rozstrzygnięć związanych z kontrolą i nadzorem nad internetem nie ma - powiedział rano w piątek w Sejmie Waldemar Pawlak. - Odrębną sprawą jest zakaz hazardu i legalizacji dochodów - dodał.
Problem w tym, że minister gospodarki mówił dziennikarzom o założeniach projektu tzw. ustawy hazardowej, której uchwalenia rząd oczekuje do końca listopada. "Dziennik Gazeta Prawna" pisze zaś, że regulacje dotyczące kontroli nad niebezpiecznymi witrynami miałyby się znaleźć w prawie telekomunikacyjnym.
Pomysł nabrał realnych kształtów podczas serii spotkań ekspertów z policji i MSWiA w Ministerstwie Finansów, które pilotuje prace nad projektem przepisów antyhazardowych - czytamy. - Chcemy wprowadzenia nowego artykułu do prawa telekomunikacyjnego, roboczo to art. 170a - ujawnił "DGP" urzędnik MSWiA.
Art. 170a
Przepis znalazłby się więc w dziale VII, który obejmuje regulacje dotyczące "tajemnicy telekomunikacyjnej i ochrony danych użytkowników końcowych".
Według jego zapisów, wszyscy dostawcy internetu mieliby obowiązek blokować strony z niebezpieczną zawartością - a więc prócz stron z e-hazardem, także pedofilskie i faszystowskie.
UKE woli, żeby decydował sąd
Czarną listą zarządzałby Urząd Komunikacji Elektronicznej. Konkretne adresy miałyby wskazywać UKE, policja, służby specjalne i Ministerstwo Finansów.
Jak jednak mówi rzecznik UKE Piotr Dziubak, najlepiej byłoby, gdyby to sąd decydował o blokowaniu strony: - Przepisy umożliwiające blokowanie stron zawierające treści niebezpieczne są niezbędne. Ale przy ich formułowaniu należy zachować ostrożność tak, by nie ograniczać swobód obywatelskich - mówi rzecznik.
Nadzorujące projekt ministerstwo finansów uważa jednak, że postępowanie sądowe sparaliżuje proces blokowania witryn: - Myślimy nad wprowadzeniem trybu odwołania się od decyzji UKE. Ale wprowadzenie sądu wydłużyłoby procedury w nieskończoność - argumentują urzędnicy ministerstwa.
Dostawcy: dostosujemy się
Jak na ten pomysł reagują sami dostawcy? - Dostosujemy się do wymagań ustawodawcy. Technicznie jest to wykonalne - mówi "DGP" Lidia Stępińska-Ustasiak z telewizji UPC.
Nieoficjalnie jednak gazeta dowiedziała się, że nawet najwięksi dostawcy internetu już dziś blokują dostęp do niektórych witryn. Robią to na własne ryzyko, by chronić "swoich" internautów np. przed witrynami namawiającymi ich do udziału w konkursach SMS-owych, po których wystawiają gigantyczne rachunki.
Internet mniej wolny niż w Unii?
Podobny w założeniach Pakiet telekomunikacyjny miał przyjąć wiosną Parlament Europejski. Internauci alarmowali, że zawarte w nim zapisy zagrażają wolności internetu.
Przeciwnicy pakietu argumentowali, że zawarty w kilku artykułach zapis "ograniczenia dotyczące dostępu i/lub użytkowania serwisów i aplikacji" pozwoli operatorom na dowolne decydowanie o tym, co dostarczą swoim klientom.
PE ostatecznie odrzucił wielką reformę prawa telekomunikacyjnego, przyjmując jedną poprawkę - zakazującą odcinania internetu bez wcześniejszego orzeczenia sądu (sic!). Pakiet jest renegocjowany. Na forum PE powinien wrócić jesienią.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ fot. sxc.hu