Propozycja ministrów finansów i pracy ws. zwiększenia "ZUS-owskiej" części emerytury budzi emocje i w większości krytyczne komentarze. - To początek końca dwufilarowego systemu ubezpieczeń - ocenia Anna Bańkowska, była prezes ZUS. Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak broni projektu: - To dobry pomysł. Nie żałujmy ludziom wyższych emerytur - mówi.
W środę minister finansów Jacek Rostowski oraz minister pracy Jolanta Fedak zapowiedzieli zmiany w polskim systemie emerytalnym, które mogą wejść w życie od lipca 2010 roku. Mają one m.in. polegać na przeniesieniu części składek emerytalnych z otwartych funduszy emerytalnych do ZUS. Do OFE miałoby trafiać 3 proc., zamiast dotychczasowych 7,3 proc., składki. Pozostała część byłaby przekazywana do ZUS na indywidualne konto emerytalne każdego ubezpieczonego.
Pawlak: Chodzi o to, żeby odciążyć budżet
Wicepremier Pawlak uznał, że to rozwiązanie może odciążyć budżet. Zaznaczył, że "fundusze emerytalne będą mniej zarabiać na tej zmianie".
Jeżeli będą z tego tytułu wyższe emerytury, to jest dobry pomysł. Nie żałujmy ludziom wyższych emerytur. Waldemar Pawlak, wicepremier
Jego zdaniem, instytucje finansowe "całkiem nieźle zarabiają na naszych pieniądzach" przy okazji pomnażania ich na przyszłe emerytury. - Chodzi nam o to, żeby w sytuacji kryzysu gospodarczego mniejsze były obciążenia budżetu. Jeżeli będą z tego tytułu wyższe emerytury, to tym lepiej - wyjaśnił.
"Bez różnicy dla emeryta"
Stanowiska rządu bronił też w "Faktach po Faktach" w TVN24 były wiceminister gospodarki, poseł PO - Adam Szejnfeld. - Próby reformy finansów publicznych i zwiększenia bezpieczeństwa pieniędzy przyszłych emerytów trzeba oceniać pozytywnie, nawet, jeśli na początku wydają się kontrowersyjne - przekonywał Szejnfeld. - Te pieniądze będą rewaloryzowane, nie trafią w żadną czarną dziurę - dodał. Tłumaczył, że dla przyszłych emerytów w zasadzie nic się nie zmieni. - OFE 60 proc. tego co dostają od ZUS wydają na obligacje skarbowe, które skarb państwa i tak musi wykupić. Teraz te środki będą co roku rewaloryzowane na kontach ZUS - mówił Szejnfeld. Nie ukrywał, że pomoże to też na obniżenie budżetowej dotacji do ZUS, która spędza sen z powiek rządzących.
"Może zlikwidujmy wszystko"
Takie argumenty nie trafiały do Marka Borowskiego z Socjaldemokracji, byłego ministra finansów. - Po co w ogóle zostawiamy te procent dla OFE. Zabierzmy im wszystko - ironizował Borowski. Według niego ta propozycja pokazuje różnicę między ekonomią a ekonomią polityczną, która istnieć nie powinna.
- Oczekujemy na kilkuletni plan trwałego schodzenia z deficytu a tymczasem naszymi pieniędzmi gra się w kampanii wyborczej. Potrzebny jest program długoletni na stałe, ale ze względu na wyboru minister finansów wykonuje ruchy tymczasowe, a potem nie wiadomo, co będzie i kto się będzie tym martwił - uważa Borowski.
"Zmiany podważą zaufanie do systemu"
Pełen pesymizmu jest też ekspert PKPP Lewiatan Jeremi Mordasewicz, który stwierdził, że propozycja zmian w systemie emerytalnym podważy zaufanie ubezpieczonych do systemu emerytalnego. Zdaniem Mordasewicza tak istotna zmiana systemu emerytalnego powinna być skonsultowana z partnerami społecznymi w Komisji Trójstronnej.
- Pozostawienie przywilejów emerytalnych rolników, górników, służb mundurowych czy niższego wieku emerytalnego kobiet, przy jednoczesnym obniżeniu składki rentowej, pogłębiło deficyt finansów publicznych. Ale nie można ratować budżetu zabierając pieniądze przyszłych emerytów z OFE - powiedział Mordasewicz.
Z kolei Małgorzata Rusewicz z Lewiatana podkreśliła, że decydując się na tak istotną zmianę w przekazywaniu składek emerytalnych, należy odpowiednio przygotować do tego ZUS. Jej zdaniem, jak na razie ta instytucja nie byłaby w stanie sprostać nowemu zadaniu. - Jeżeli pieniądze ubezpieczonych, które zamiast do OFE trafiałyby do ZUS, mają być gromadzone na osobnych kontach, to konieczne jest do tego opracowanie odpowiedniego programu komputerowego, a to wymaga czasu - powiedziała Rusewicz.
Koniec dwufilarowego systemu ubezpieczeń?
W moim przekonaniu jest to działanie pod dyktat ministra finansów, po to, żeby łatać dziurę budżetową i łatać obecny deficyt. Anna Bańkowska, b. prezes ZUS
Jej zdaniem, powodem proponowanych zmian są doraźne potrzeby budżetu. - W moim przekonaniu jest to działanie pod dyktat ministra finansów, po to, żeby łatać dziurę budżetową i łatać obecny deficyt - powiedziała. - Oby takie działanie nie stało się normą - ostrzegła Bańkowska. - Pierwszym przypadkiem była likwidacja, pod wpływem ministra finansów, funduszu rezerwy demograficznej, a teraz te działania" - powiedziała. "Zanosi się na fiasko reformy emerytalnej - dodała.
Prof. Góra: Gruszki na wierzbie
Współtwórca reformy emerytalnej prof. Marek Góra powiedział zaś, że proponowane zmiany w systemie emerytalnym istotnie ingerują w jego konstrukcję. Jego zdaniem deklaracja minister Fedak, że emerytury będą wyższe, to obiecywanie gruszek na wierzbie.
Minister Jolanta Fedak powinna stać na straży sytemu społecznego, a nie przykładać rękę do jego dewastowania. prof. Marek Góra
Dostało się też minister pracy. - Minister Jolanta Fedak powinna stać na straży sytemu społecznego, a nie przykładać rękę do jego dewastowania. Teraz zapowiada, że dzięki zmianom emerytury będą wyższe; to obiecywanie gruszek na wierzbie - powiedział. Góra dodał jednak, że dążenie do obniżenia kosztu funkcjonowania takich instytucji jak OFE czy ZUS są godne pochwały i kontynuowania, ale to zupełnie inna kwestia, niż ogłoszone w środę propozycje.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24