Największe w Polsce organizacje zrzeszające przedsiębiorców zarzucają PiS, że lekceważy organizowane przez nich debaty. Co na to politycy PiS? - To chyba było planowe. Tak nas zapraszano, żebyśmy tam po prostu nie byli - mówi Marek Suski.
Jak dotąd Business Centre Club, Konfederacja Pracodawców Polskich wraz z Naczelną Radą Adwokacką oraz PKPP Lewiatan zorganizowały w sumie cztery przedwyborcze debaty. Przedstawiciel rządu PiS - choć bez partyjnej legitymacji - wziął udział jedynie w ostatniej.
Organizacje wysyłały zaproszenia do liderów partii politycznych. Później potwierdzały je telefonicznie. Gdy szefowie partii nie mogli przyjść na debatę przysyłali swoich przedstawicieli. Tak zrobiły wszystkie ugrupowania. Na pierwszej debacie zorganizowanej przez BCC zabrakło jedynie przedstawiciela Prawa i Sprawiedliwości. Maks Kraczkowski, który miał się pojawić na debacie - trwającej prawie dwie godziny - utknął w korku. Tydzień wcześniej po wysłaniu zaproszenia, BCC otrzymało informację, że w debacie może uczestniczyć sam Jarosław Kaczyński. Kiedy jednak okazało się, że Kaczyński nie przyjedzie, Klub został poinformowany, że w dyskusji weźmie udział wicepremier Zyta Gilowska. - Te debaty nie mają na celu, aby środowiska mogły sobie o coś lobbować! Warto sprawdzić, co mają do powiedzenia ludzie, którzy mają doświadczenie, którzy funkcjonują w danym obszarze, których decyzje dotyczą - mówi Arkadiusz Protas, wiceprezes i rzecznik BCC.
Ignorowana czuje się również Konfederacja Pracodawców Polskich. Postanowiła ona zorganizować trzy debaty pod wspólnym tytułem ,,Państwo Przyjazne Obywatelom". Na dwóch, które już się odbyły "Państwo Prawa - czyli jakie?" oraz "Rozwój przedsiębiorczości - warunkiem dobrej gospodarki?" nie było żadnego przedstawiciela PiS. - Pracodawcy zatrudniający miliony osób mają prawo do szacunku ze strony politycznych elit - mówił podczas drugiej debaty KPP, prezydent organizacji Andrzej Malinowski.
Posłowie rządzącej partii nie rozumieją rozgoryczenia przedsiębiorców. - Niech sami zachowują się w normalny sposób - mówi nam Karol Karski, który miał podobno uczestniczyć w pierwszej debacie KPP. - W ogóle nie zostałem poinformowany o tej debacie. Ze zdumieniem się potem dowiedziałem, że byłem na nią zaproszony i nie przyszedłem. Poprosiłem biuro prasowe PiS o sprawdzenie tej sytuacji. Okazało się, że zaproszony był poseł Mularczyk, który - ponieważ nie mógł przybyć - zaproponował organizatorom, żeby zwrócili się do mnie - mówi Karski.
Opozycja ma na ten temat swoją teorię. - PiS rządzi poprzez podziały i szczucie ludzi. Jak szczuje przedsiębiorców, to boi się pójść do KPP, czy BCC i tam debatować - mówi Ryszard Kalisz z LiD.
Marek Suski z PiS zapewnia, że jego partia pracodawców nie lekceważy. Mało tego, widzi w nich możliwość wzrostu zatrudnienia i rozwój gospodarczy w Polsce. - Sam klub BCC niekoniecznie musi być partnerem - mówi Suski. - Tak nas zapraszano, żebyśmy tam po prostu nie byli. Widać wyraźnie, że przynajmniej w klubie władze przejmują, czy też przejęły, czy też stworzyły go osoby bardziej związane z oligarchią postkomunistyczną. Oczywiście nie wszyscy. Od czasu do czasu bierzemy udział w takich debatach. Wydaje mi się, że to jest problem w skutecznym zaproszeniu - dodaje.
Politycy PiS mają jednak szansę, aby poprawić tę statystykę. Jutro KPP organizuje kolejną już debatę. Tym razem na temat sytuacji służby zdrowia.
Źródło: money.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24