Flagi, trąbki, nieustanne wycie syren i okrzyki: "Oszuści, złodzieje", "Nie chcemy zasilać rzeszy bezrobotnych" - przed siedzibami MON i resortu skarbu manifestowali związkowcy ze Stoczni Marynarki Wojennej z Gdyni. Sprzeciwiają się planowanym zwolnieniom w zakładzie.
Ok. godziny 11:00 do Warszawy dotarł pierwszy z pięciu autokarów, który wiezie stoczniowców z Wybrzeża. Pół godziny później pod MON widać było już pierwszych demonstrantów ze związkowymi flagami oraz słychać było charakterystyczny głos syreny. Grupa pikietujących rosła z minuty na minutę. Do stolicy przybyło kilkaset osób.
Stocznia Marynarki Wojennej w ramach restrukturyzacji już redukowała zatrudnienie, a teraz planowane jest zwolnienie kolejnych około 340 pracowników. Zarząd tłumaczy, że nie ma wyjścia, bo firma generuje straty. Związkowcy decyzji nie akceptują i uważają, że MON i resort Skarbu Państwa ich lekceważą, bo nie prowadzą z nimi konsultacji.
Z kim mają rozmawiać?
- Protestujemy przeciwko braku dialogu resortów obrony i skarbu z pracownikami stoczni w sprawie jej przyszłości. Zarząd zakładu chce zwolnić ponad 30 proc. pracowników. My się z tym nie zgadzamy. To oznacza typową likwidację zakładu - powiedział przewodniczący Solidarności w Stoczni MW Mirosław Kamieński pod siedzibą Ministerstwa Obrony Narodowej. Dodał, że przedstawiciele MON i MSP wielokrotnie zapewniali związkowców, że w sprawie przyszłości zakładu będą prowadzić konsultacje z pracownikami, a - jak podkreślił - tak się nie dzieje.
Rzecznik MON Robert Rochowicz podkreślił, że jego resort ma tylko 0,6 proc. udziałów w spółce, w związku z czym nie decyduje w sprawach restrukturyzacji stoczni. - Decydujące jest Ministerstwo Skarbu Państwa czy Agencja Rozwoju Przemysłu, która ma pozostałe udziały w stoczni - wyjaśnił. Dodał jednak, że MON wielokrotnie brał udział w rozmowach ze związkowcami i angażował się w szukanie inwestorów dla stoczni. A to, co jest w jego gestii - czyli zamówienia na produkcję i remont okrętów - jest realizowane zgodnie z potrzebami.
"Nie chcemy szukać chleba na śmietniku"
- Pikietujemy pod MON, bo jest on głównym klientem stoczni – powiedział z kolei Eugeniusz Messerszmidt, reprezentant załogi w zarządzie stoczni Marynarki Wojennej. Dodaje, że resort nie wywiązuje się z zobowiązań przez co pracownicy stoczni przez 2,5 miesiąca nie otrzymywali wynagrodzenia.
Messerszmidt podkreślił, że stoczniowców nie informuje się o kierunkach planowanej restrukturyzacji. – My nie uciekamy od tego, ale chcemy, żeby robić to logicznie. Rząd załatwił Stocznię Gdynia i Szczecin, a teraz kolej na nas – mówił. – Powinniśmy jako państwo polskie dążyć do budowy miejsc pracy, a nie je likwidować dając bezrobotnym możliwość szukania chleba na śmietniku – podkreślił.
Po godz. 13 delegacja stoczniowców spotkała się z wiceministrem ds. uzbrojenia i modernizacji Zenonem Kosiniak-Kamyszem. - Minister obrony Bogdan Klich podtrzymuje chęć dialogu ze związkowcami i zarządem stoczni Marynarki Wojennej z Gdyni - zapewnił stoczniowców wiceminister.
- Rozmawialiśmy o bieżących problemach stoczni. Strona związkowa przekazała nam swoje zaniepokojenie planowaną restrukturyzacją zakładu - podkreślił. Jak dodał, rozmowa dotyczyła również zamówień na remont okrętów oraz ich realizacji. - MON utrzymuje regularnie dialog ze stocznią Marynarki Wojennej zarówno ze stroną związkową, jak i z zarządem. Spotykamy się od kilku miesięcy, od kiedy pojawiły się problemy bieżącej działalności stoczni - przekazał Kosiniak-Kamysz.
Wiceminister poinformował, że rocznie MON składa zamówienia w stoczni na kwotę ok. 100 mln zł. W 2008 roku z zamówień na sumę ok. 100 mln zł stocznia zrealizowała prace tylko na 28 mln zł. - Problemy zaczęły się przede wszystkim z tego, że nie było bieżącego wykonania tych remontów - podkreślił.
Petycja do Tuska
Po godz. 14 przedstawiciele związków udali się do resortu skarbu państwa na spotkanie z wiceministrem resortu Zdzisławem Gawlikiem, który odpowiada za Agencję Rozwoju Przemysłu posiadającą ponad 99 proc. akcji stoczni.
Podczas rozmów ustalono, że 9 września odbędzie się spotkanie przedstawicieli ministerstw Obrony Narodowej oraz Skarbu Państwa ze stoczniowcami w sprawie przyszłości zakładu. - To spotkanie daje szansę na pozytywne rozwiązania (sytuacji stoczni - PAP), choć nie jest to przesądzone - powiedział przewodniczący Solidarności w Stoczni MW Mirosław Kamieński. Dodał, że stocznia jest w stanie gotowości protestacyjnej, a jej pracownicy oczekują, by do 9 września zarząd stoczni nie uruchamiał procedury zwolnień.
Rzecznik resortu skarbu Maciej Wewiór powiedział z kolei, że resort chce się spotkać ze stroną społeczną, by porozmawiać merytorycznie o sytuacji stoczni. - Celem rządu i strony społecznej jest istnienie spółki i kontynuacja jej produkcji - powiedział Wewiór. - Warto rozmawiać ze związkowcami, ale w oparciu o bardzo konkretne argumenty, mając na względzie przyszłość spółki - dodał. Rzecznik podkreślił, że należy pomyśleć o współpracy tego zakładu z innymi stoczniami.
Rządowy dotyk śmierci
Protest stoczniowców komentowali w TVN24 zarówno związkowcy (nie tylko z Gdyni), jak i politycy.- Stocznia Marynarki Wojennej jest kolejną, którą zaopiekował się rząd i ona ma teraz problemy - wypominał ekipie Donalda Tuska Roman Gałęzowski, szef "S" w Stoczni Gdańsk. Właścicielem zakładu za pośrednictwem Agencji Rozwoju Przemysłu jest rząd. I to on - zdaniem związkowców - nie zadbał odpowiednio o przyszłość stoczni i pogorszył jej sytuację obcinając wydatki ministerstwa obrony.
- W Stoczni Marynarki Wojennej są dwa problemy – obcięcie środków przez MON i brak restrukturyzacji, która przygotowałaby zakład na produkcje wojskową i cywilną - wyliczał zaniechania Gałęzowski. - Poza tym nie przypominam sobie kraju rozwiniętego, który rezygnuje z budowania okrętów wojennych - dodał.
Według niego rząd powinien się wytłumaczyć ze swoich deklaracji wobec całego przemysłu stoczniowego i sytuację w Gdyni i Szczecinie. Mimo obietnic rządu o znalezieniu inwestora, który będzie kontynuował tam produkcje statków katarski fundusz nie dotrzymał drugiego już terminu płatność za majątek zakładów. Głową za to, według wcześniejszych słów premiera, miał zapłacić minister skarbu Aleksander Grad. Obiecuje on jednak, że do końca sierpnia uda mi się sprzedać stocznie, bo zobowiązanie inwestora przejmie katarski fundusz państwowy.
"Mleko się rozlało"
Na zarzuty Gałęzowskiego jakiś czas później odpowiadał Tadeusz Aziewicz, szef sejmowej Komisji Skarbu z PO. On również jest zdania, że Stocznia Marynarki Wojennej już dawno powinna przejść restrukturyzację - Były nawet propozycje, żeby połączyć ją z sąsiednią stocznią Remontową Nauta. Wtedy produkcje można było przenieść do Stoczni Marynarki Wojennej, bardzo atrakcyjne tereny Nauty sprzedać, a za pieniądze przeprowadzić restrukturyzację, po której można by prowadzić produkcję wojskową i cywilną - mówił poseł. Podkreślił jednak, że pomysł był kontestowany przez związkowców, a także napotkał opór w resorcie obrony. - W ministerstwie panuje, podobnie jak wśród związkowców, przestarzały pogląd, że jak są jakieś pieniądze, to trzeba zlecać i produkować za wszelką cenę. Niestety sytuacja się zmieniła, mleko się rozlało i trzeba szybko dostosować do tego stocznie - dodał. Podkreślił jednak, że według niego w rządzie jest wola rozmowy.
Brak płynności
Stocznia MW w Gdyni w 2006 roku dwukrotnie straciła płynność finansową. ARP tłumaczyła wówczas, że powodem kłopotów był przerost zatrudnienia oraz nierentowne kontrakty. Sytuacja poprawiła się pod koniec 2007 r., kiedy zredukowano zatrudnienie; po komercjalizacji przedsiębiorstwa stocznia mogła zacząć realizować zlecenia nie tylko dla wojska, ale też dla kontrahentów cywilnych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24