Zgodnie z decyzją UKE, do końca lutego Orange musi zmienić regulamin świadczenia usług. A to oznacza, że teoretycznie każdy będzie mógł bezkarnie odejść z sieci. Ale Orange próbuje się bronić i sprawą może zająć się resort infrastruktury - donosi "Gazeta Wyborcza".
Jak przypomina gazeta, w grudniu Urząd Komunikacji Elektronicznej wykrył, że Centertel, operator sieci Orange, umieścił w regulaminie informacje o trybie reklamacji niezgodne z postanowieniem ministra infrastruktury. To dla operatora kłopot, bo zgodnie z interpretacją UKE, każda zmiana regulaminu sprawia, że abonent może zerwać umowę z operatorem, nie ponosząc konsekwencji.
- Nawet zmiana na korzyść abonenta, wynikająca choćby z interwencji regulatora, powoduje możliwość odejścia abonenta bez odszkodowania - mówi "Gazecie Wyborczej" mec. Wacław Knopkiewicz, radca prawny z kancelarii Grynhoff Woźny Maliński.
A to oznacza, że 5,5 mln abonentów Orange będzie mogło wiosną opuścić swego operatora, nawet jeśli kilka miesięcy temu wzięli telefon za złotówkę.
Orange szuka pomocy Operator złożył sprawę do sądu i poprosił reprezentującą go Polską Izbę Informatyki i Telekomunikacji o pomoc. Organizacja zapowiedziała zwrócenie się do ministra infrastruktury z prośbą o interpretację prawa telekomunikacyjnego w tym zakresie.
Chodzi o odpowiedź na pytanie, czy zamiarem ustawodawcy było umożliwienie wypowiedzenia umowy przez abonenta bez żadnych kar umownych przy każdej zmianie w regulaminie, nawet gdy powodem zmiany była decyzja prezesa UKE i przy dodatkowym założeniu, że dokonane zmiany w żadnym stopniu nie pogarszają sytuacji prawnej abonenta - pisze dziennik.
Era też ma problem W identycznej sytuacji, jak Orange jest też Era, której sprawa czeka na finał w sądzie. Operatorzy zyskali jednak ostatnio nowego sojusznika. Komisja Europejska wszczęła w ubiegłym tygodniu postępowanie przeciwko Polsce, ponieważ uznała, że nasze przepisy zbyt mocno chronią konsumentów, a zagrażają prawom operatorów telefonicznych.
- Powinna być utrzymana równowaga między prawami konsumentów i biznesu - tłumaczył rzecznik KE Martin Selmayr. Jeśli Polska nie zmieni prawa, KE pozwie Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, co może się skończyć karą.
Anna Streżyńska, prezes UKE, przygląda się działaniom PIIT ze spokojem. Rzecz w tym, że stanowisko resortu infrastruktury w żaden sposób nie może wpłynąć na decyzję regulatora. - Tylko stanowisko sądu wyrażone w prawomocnym wyroku jest dla nas wiążące, i to tylko w indywidualnej sprawie - mówi "Gazecie" szefowa UKE.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl