Dawno temu w odległej galaktyce było sobie imperium... w ruinie. Przynajmniej według wyliczeń pewnego amerykańskiego profesora z uniwersytetu w St. Louis. Gwoździem do trumny mogłyby okazać się rozbuchane wydatki wojskowe i przegrana wojna z Rebelią. Te wydarzenia wstrząsnęły gospodarką odległej galaktyki.
Przed nieoczekiwanym i spektakularnym upadkiem Palpatine'a i Dartha Vadera wielkość produktu galaktycznego brutto (PGB) wynosiła w przeliczeniu 4,6 tryliarda dolarów, czyli 255 mln razy więcej niż Produkt Krajowy Brutto (PKB) Stanów Zjednoczonych. Dość stabilny wzrost gospodarczy utrzymywał się na poziomie 2 proc. PGB rocznie.
Kolos na glinianych nogach
Ale nakręcające galaktyczną koniunkturę imperium okazało się kolosem na glinianych nogach. Budowa obu Gwiazd Śmierci kosztowała w sumie 612 trylionów dolarów. Profesor Zachary Feinstein oszacował tę zawrotną kwotę, mnożąc koszt materiałów zużytych do budowy lotniskowca USS Gerald Ford przez 34 miliony.
To sporo pieniędzy, nawet jak za niszczącą całe planety stację bojową rozmiarów Księżyca. Zwłaszcza że potrafił ją zniszczyć jeden niedoświadczony Jedi o imieniu Luke w statku X-wing wartym ułamek promila tej kwoty.
Według szacunków Feinsteina - opierających się o modele ekonomiczne i metody oceny ryzyka finansowego - fiasko inwestycji, gwałtowny spadek obligacji Imperium i rosnące zadłużenie spowodowałyby panikę na rynkach i zagroziłyby wypłacalności banków, oczywiście zbyt dużych, by upaść. Po napisach końcowych "Powrotu Jedi" zwycięska Rebelia musiałaby zacząć rządy od przygotowania pakietu pomocowego o wartości 1/5 całego PGB lub zaryzykować skurczenie się gospodarki odległej galaktyki o około 30 proc. Tak czy siak, moc najwyraźniej przebudziłaby się pod koniec ostrego kryzysu.
Autor: tol / Źródło: TVN24 Biznes i Świat