Greccy politycy nadal nie mogą dogadać się ws. planu oszczędnościowego, który pomógłby ograniczyć gigantyczne zadłużenie. Jeśli w najbliższym czasie nie dojdą do porozumienia, nie dostaną pomocy finansowej i postawią swój kraj na skraju bankructwa.
Dzisiejsze greckie gazety podały, że Ateny rozważają zorganizowanie referendum w sprawie dodatkowych działań oszczędnościowych. Miałoby to pomóc przełamać polityczny impas, który powstał po tym jak we wtorek opozycyjne Nowa Demokracja kategorycznie sprzeciwiła się wszelkim tego rodzaju zamiarom, twierdząc, że zaciskanie pasa tylko pogłębiłoby kryzys.
Po południu rzecznik rządu George Petalotis zaprzeczył doniesieniom prasy. - Nie ma żadnych planów ws. referendum. Naszym głównym celem jest realizacja oszczędnościowego planu średnioterminowego, który pozwoliłby nam wyjść z kryzysu - zapewnił.
Rząd premiera Papandreu chce ostro ciąć wydatki i rozpocząć potężny program prywatyzacyjny, ponieważ w innym wypadku nie spełni wymagań stawianych mu przez MFW i UE. To natomiast oznaczałoby zawieszenie kolejnej transzy pomocy 110-miliardowej finansowej dla Grecji i w rezultacie niewypłacalność tego kraju.
Inspektorzy w Atenach
Dziś do Aten przyjechali inspektorzy MFW, UE i ECB którzy sprawdzają co robią Grecy, by poskromić gigantyczny deficyt i dług publiczny. Jeśli ich kontrola wypadnie niepomyślnie, Grecja nie dostanie w lipcu 12 mld euro. Wczoraj minister finansów Jeorjos Papakonstantinu ogłosił, że bez tych pieniędzy jego kraj zbankrutuje.
Unijna Komisarz ds. Rybołóstwa, Greczynka Maria Damanaki oświadczyła dziś z kolei, że zagrożone jest także członkostwo Grecji w strefie euro. - Muszę mówić otwarcie. Albo zgodzimy się na poświęcenia, albo wrócimy do drachmy - powiedziała wywodząca się z partii premiera Papandreu polityk.
Sam szef greckiego rządu wielokrotnie podkreślał, że zrobi wszystko, by utrzymać euro w Grecji.
Źródło: Reuters