Grecki premier porównuje kryzysowy budżet swego kraju do sytuacji "jak na wojnie", a jego gabinet szykuje głębsze cięcia w wydatkach. Decyzje mają zapaść na środowym posiedzeniu rządu w Atenach.
Premier Jeorjos Papandreu konsultował się przed kluczowym posiedzeniem rządu z niektórymi ministrami. Jak powiedział, Grecji grozi bankructwo, jeśli nie podejmie radykalnych kroków dla ograniczenia swego deficytu.
Głębsze cięcia płac w sektorze publicznym, nowe podatki na alkohol i tytoń oraz zamrożenie emerytur - prawdopodobnie to dalsze kroki oszczędnościowe, które podejmie rząd.
Grecki deficyt osiągnął już 12,7 proc PKB - ponad cztery razy więcej, niż dopuszczają zasady obowiązujące w krajach strefy euro.
Oszczędnościowe plany rządu napotykają jednak na sprzeciw społeczny. W greckich miastach odbywają się demonstracje i pikiety przeciwko cięciom, w ubiegłym tygodniu w Atenach przerodziły się one w starcia z policją. We wtorek 48-godzinny strajk w proteście przeciwko rządowym planom oszczędnościowym rozpoczęli ateńscy taksówkarze.
W poniedziałek unijny komisarz do spraw gospodarczych i walutowych zaapelował do Aten o podjęcie następnych oszczędności. Olli Rehn dodał, że Europa jest gotowa do skoordynowanej akcji pomocowej dla Grecji. W piątek premier Papandreu wybiera się do Berlina, prawdopodobnie po to, by rozmawiać o możliwej pomocy dla swego kraju.
Rynek czeka też na szczegóły dotyczące emisji greckich obligacji, która ma nastąpić pod koniec tego tygodnia. By pokryć długi, które trzeba spłacić do maja, Ateny potrzebują 20 miliardów euro.
Źródło: BBC News, TVN CNBC Biznes