Zarobki polskich pracowników przyspieszyły i powoli doganiają pensje europejskie - zauważa "Puls Biznesu". Szczególnie na najwyższych posadach, co jeszcze bardziej powiększa płacowe dysproporcje wśród Polaków.
- Wyścig płac będzie przyspieszał. W ciągu dwóch lat pensje w polskich firmach z kapitałem zagranicznym wzrosną o 12,1 proc. - prognozuje Mercer, firma doradcza badająca rynek pracy. To jedna z najwyższych dynamik w Europie. W Czechach w tym czasie wynagrodzenia wzrosną o 10 proc., na Węgrzech o 10,7 proc. Tempo wzrostu płac w krajach zachodniej Unii jest prawie o połowę niższe niż w Polsce.
Jednak już 2007 r. przybliżył nasze zarobki do średniej europejskiej. - Szczególnie na wyższych stanowiskach kierowniczych. Chociaż nisko wykwalifikowani pracownicy w Polsce zarabiają obecnie niemal tyle samo co w Czechach czy na Węgrzech, to już zarobki dyrektorów i kierowników w polskich firmach z kapitałem międzynarodowym nieznacznie tylko odbiegają od wynagrodzeń w krajach starej Unii - twierdzi Dariusz Dmowski z Mercer.
Pełny portfel kierownika
Jak wynika z badań, pracownicy na najniższych stanowiskach zarabiają w Polsce 5-krotnie mniej niż w Norwegii, 4-krotnie mniej niż w Irlandii i 3,5-krotnie mniej niż w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Tymczasem średnia pensja wyższej kadry kierowniczej w firmach międzynarodowych w Polsce jest równa pensji w Norwegii i zaledwie o 10 proc. niższa niż w Irlandii czy Wielkiej Brytanii.
- Węgierscy dyrektorzy zarabiają o 31 proc. mniej niż polscy, a czescy o 26 proc. W Polsce zróżnicowanie wysokości zarobków jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej - mówi Dariusz Dmowski.
Wschód goni zachód
Zacierają się różnice płacowe między poszczególnymi regionami kraju, szczególnie dotyczy to stanowisk wymagających najniższych kwalifikacji.
- Regiony uznawane za mniej zamożne odrabiają straty. Jeszcze kilka lat temu różnica w zarobkach między województwami najbiedniejszymi a najbogatszym Mazowszem wynosiła kilkadziesiąt procent. Teraz to już zaledwie kilka procent - wyjaśnia Dariusz Dmowski.
Utrzymuje się natomiast duża dysproporcja w wysokości pensji wśród kadry kierowniczej. Różnica między Warszawą a Łodzią wynosi 52 proc.
Nic ich nie zatrzyma
Ekonomiści są zgodni - proces gonienia wynagrodzeń, bez względu na stanowisko, jest nieunikniony.
- Wzrostu pensji nie powstrzymamy. Dysproporcja w fundamentach makroekonomicznych między Polską a krajami starej Unii każdego roku się zmniejsza. Ponadto znikają granice - pracodawcy konkurują już nie w kraju, a w całej Europie. Pracodawcy muszą podnosić płace, jeśli nie chcą, aby pracownicy wybierali bogatsze kraje — twierdzi Marta Petka, ekonomistka Raiffeisen Banku.
Kiedy zatem będziemy zarabiać tyle, co pracownicy z Niemiec czy Hiszpanii?
- Wyrównywanie poziomów zarobków potrwa przynajmniej kilkadziesiąt lat. Startujemy z bardzo niskiego poziomu. Nasza wydajność jest jeszcze bardzo niska, dlatego gospodarka nie wytrzymałaby szybszego tempa podwyżek - twierdzi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.
Źródło: Puls Biznesu