Decyzje o posiadaniu potomstwa Polacy podejmują coraz później. Wiele par ogranicza się do posiadania jednego dziecka. A demografowie od dawna biją na alarm: za 30 lat, z powodu spadającej liczby urodzeń, zniknie prawie jedna piąta populacji. Prof. Janusz Czapiński, w jednym z wywiadów prasowych mówił, że "młodych trzeba przekupić". Na razie państwo ogranicza się do programu refundowania in vitro, a samorządy tworzą "karty rodzinne" dla wielodzietnych. Ale czy to wystarczy?
GUS przewiduje, że do 2035 r. liczba ludności spadnie z obecnych 38,5 mln do 36 mln. Z kolei ZUS prognozuje, że w 2060 r. ubędzie osiem milionów Polaków i zostanie ich 30,56 mln. Tak więc w ciągu niecałych 35 lat zniknie ponad 20 proc. populacji. - Jeżeli dodamy do tego proces migracji, który trwa już od dłuższego czasu, to rzeczywiście sytuacja, jeśli chodzi o rynek pracy staje się dość trudna – nie kryje ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
Co roku rodzi się ok. 380 tys. dzieci, ale liczba ta systematycznie spada. Już teraz tzw. wskaźnik dzietności, czyli liczba urodzeń przypadająca na jedną Polkę w wieku rozrodczym (15 - 49 lat) wynosi 1,3. W 2012 r. było to 1,4. A jak radzi Bank Światowy, aby populacja nie malała, ten wskaźnik musi wynieść co najmniej 2,10. - Te urodzenia nie wzrosną w ciągu najbliższych 30 lat. Nie ma na to szans – nie łudzi się prof. dr hab. Irena Kotowska, demograf z SGH.
W Polsce wciąż brakuje systemowych rozwiązań zachęcających młodych ludzi do posiadania potomstwa. Niedawno, w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną", prof. Janusz Czapiński opowiadał o wynikach swoich badań. – Dla Polaków największą przeszkodą w posiadaniu dziecka jest obawa przed spadkiem standardu życia – zaczął Czapiński. – Ogromna grupa osób, którą pytaliśmy w badaniach o to, dlaczego nie decydują się na powiększenie rodziny, odpowiadała, że boją się, iż stracą pracę, że martwią się o swój budżet domowy – dodał.
Profesor uważa, że jedynym skutecznym narzędziem demograficznym są pieniądze, czyli polityka podatkowa. Zdaniem Czapińskiego gdyby wspólne rozliczanie małżonków zamienić na rozliczanie się z dziećmi, zmieniłoby to postawę Polaków co do dzietności. Ale tych wciąż brak.
Dobrowolna bezdzietność
Jak wynika z badań CBOS prawie wszyscy Polacy, którzy nie mają dzieci (81 proc.) chcą mieć potomstwo. Co więcej, większość młodych ludzi z jednym dzieckiem (69 proc.) i co czwarty z dwójką dzieci (29 proc.) życzyliby sobie mieć więcej dzieci. Co ich więc powstrzymuje? Tu eksperci są zgodni: brak pomocy ze strony państwa, a dokładniej rzecz ujmując brak wystarczającego wsparcia dla matek. - Jeżeli one muszą pracować i dodatkowo mają się zajmować rodziną, to w pewnym momencie zdecydują, że nie chcą mieć drugiego, czy trzeciego dziecka i ograniczą się do jednego – tłumaczy zależność demograf dr Anna Matysiak.
Tę opinie postanowiliśmy zweryfikować pytając samych „zainteresowanych”, czyli rodziców. Dlaczego w ogóle zdecydowali się na dzieci? - Żeby było dla kogo żyć – tłumaczą w rozmowie z tvn24bis.pl pani Kasia i pan Andrzej, mieszkańcy Warszawy z dwójką dzieci. - Bo było smutno tak z mężem żyć tylko we dwójkę – mówi z uśmiechem pani Kasia i dodaje: - Chcieliśmy mieć kogoś, dla kogo to, co robimy ma sens. - I szczerze powiedziawszy, nie myśleliśmy o sprawach finansowych. Wtedy bardziej myśli się o tym, by dziecko było zdrowe i „miało wszystko na swoim miejscu” – przyznaje.
Dlaczego więc z mężem nie decydują się trzecie dziecko? - Bardziej niż kwestie finansowe, zaważyły na tym kwestie lokalowe - wyjaśniają. - Bo przy trójce dzieci trzeba myśleć o dużym mieszkaniu – mówią. Ale nie każdy może sobie pozwolić zaciągniecie kredytu i to nawet z rządową pomocą.
Super karta i nieubłagana biurokracja
Jednym z pomysłów, który ma zachęcić Polaków do decydowania się na większą liczbę pociech jest ogólnopolska Karta Dużej Rodziny. Ma ona uprawniać rodziny, z co najmniej trójką dzieci, do zniżek na bilety przejazdowe w komunikacji miejskiej i rabatów podczas wizyt na basenach, w kinach, muzeach czy restauracjach.
Projekt utworzenia takiej karty powstał w resorcie pracy i jest już po konsultacjach międzyrządowych. Ma trafić pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów. Kiedy to się stanie? Na razie nie wiadomo, bo trwa „sprzeczka” między resortem Władysława Kosiniaka-Kamysza a Ministerstwem Finansów. Bo choć resort pracy szacuje koszty wprowadzenia karty na 41,2 mln zł, to zdaniem ministerstwa Mateusza Szczurka zawyżona kwota. A dodatkowo MF proponuje, by pracowników, którzy będą rozpatrywać wnioski o wydanie karty zatrudniać na umowę zlecenie.
Na razie część samorządów wdraża "karty" na własną rękę. Działa ona już w kilkunastu miastach spotykając się z pozytywnymi ocenami oraz wymiernymi efektami.
Na pomoc in vitro?
Może więc program in vitro uchroni kraj przed „demograficzną katastrofą? W połowie marca w Białymstoku na świat przyszedł pierwszy chłopiec poczęty dzięki rządowemu programowi in vitro. Na początku kwietnia świętowała rodzina w Katowicach, gdzie też - dzięki tej metodzie - urodził się chłopiec. W czerwcu porodu dziecka dzięki państwowemu dofinansowaniu in vitro spodziewa się Opole. Za chwilę będzie ich jeszcze więcej, bo w Polsce dzięki tej metodzie już 1,6 tys. par spodziewa się dziecka.
247 mln na in vitro
Program jest odpowiedzią na rosnący problem bezpłodności. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, co najmniej 60-80 mln par na świecie jest dotkniętych problemem bezdzietności. W Polsce jest ich ok. 1,35 -1,5 mln. Jednak nie wszystkie myślą o sztucznym zapłodnieniu.
Zdaniem Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, zapotrzebowanie na tę metodę kształtuje się na poziomie 23-25 tys. rocznie. Obecnie zabiegi są refundowane w 23 klinikach, spośród blisko 40 istniejących w Polsce.
Na finansowanie zabiegów in vitro rząd przeznaczył na lata 2013-2016 w sumie 247 mln zł. Z tych pieniędzy państwo płaci za zabieg, tzw. cykl, 7510 zł. Finansowane są przy tym maksymalnie trzy cykle. Aby leczenie było skuteczne, konieczne jest zażywanie przez pacjentkę specjalnych leków, jednak te nie są refundowane. Pary muszą więc się liczyć z dodatkowym kosztem rzędu od 2,5 do 4 tys. zł.
Czy zatem in vitro rozwiąże nasze problemy? Odpowiedź brzmi: nie. W ubiegłym roku z programu skorzystało ponad 1,5 tys. par. W tym roku programem objętych ma zostać 5,5 tys. par, a w następnym – 7,5 tys., czyli w sumie ponad 14 tys. Niestety, nawet przyjmując optymistyczne założenie, że dzięki zabiegowi każda para doczeka się potomka, ta liczba będzie tylko „kroplą w morzu demograficznych potrzeb kraju”.
Autor: Radosław Fellner//gry / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu