Globalna wioska pochłania wszystkie państwa - oprócz Chin. Państwo Środka coraz skuteczniej cenzuruje swoim obywatelom to, co jest dostępne całemu światu. Naciskom Pekinu ulegają nawet najbardziej znane firmy świata. Tym razem poddało się Apple - wycofało pięć aplikacji na iPhona związanych z Dalajlamą.
Aplikacje na iPhona z Dalajlamą dostępne były dla wszystkich na świecie za pośrednictwem App Store. Ich amatorom pojawiają się codziennie informacje od Jego Świątobliwości, przypowieści, a nawet informacje, gdzie Dalajlama teraz się znajduje i gdzie uczy. Aplikacje może sobie zamówić każdy. Każdy, tylko nie obywatel Chin.
Dalajlama uznawany jest przez władze w Pekinie za wroga ludu, który chce oddzielić "chiński Tybet" od Chin. Nazywają go "diabłem o ludzkiej twarzy".
O noblistach też się nie dowiesz
Co najmniej pięć aplikacji związanych z Dalajlamą jest dla Chińczyków niedostępnych. Dalai Quotes, Dalai Lama Quotes i Dalai Lama Prayerwheel - codziennie wysyłają swoim użytkownikom "złote myśli" Dalajlamy. Inna aplikacja - Paging Dalai Lama - informuje, gdzie aktualnie on się znajduje i gdzie uczy. Ponieważ Dalajlama jest laureatem nagrody Nobla, wykluczona jest także piąta aplikacja - dotycząca noblistów.
Chińczycy postanowili walczyć z wrogami politycznymi i wprowadzili regulacje dotyczące zawartości telefonów komórkowych. Dzięki temu, operatorzy telefonii komórkowej nie mogą oferować Chińczykom aplikacji związanych z przywódcą Tybetu, ani z innymi przeciwnikami politycznymi, np. Rebiyą Kadeer, przewodniczącą Światowego Kongresu Ujgurów.
Dzięki cenzurze, chiński użytkownik wpisując w iTunes - program do wyszukiwania plików na iPhona i iPoda - hasło "Dalaj", nie ujrzy żadnych rezultatów. Podobnie na hasło "Kadeer".
Wszyscy współpracują z Chinami
Cenzura mediów w Chinach to nie nowość. Apple dołączył do niechlubnego grona firm, które bez szemrania uległy naciskom Pekinu - Google'a i Yahoo! Ten pierwszy "umówił się" z chińskim rządem, że w wyszukiwarce Google.cn nie będą występować strony zawierające pornografię i treści polityczne krytykujące władze.
Z jeszcze większą krytyką międzynarodowych organizacji broniących praw człowieka spotkał się serwis Yahoo!, kiedy ujawnił chińskim dygnitarzom zawartość skrzynki e-mailowej (na yahoo.com) jednego z chińskich dziennikarzy. Shi Tao, za treści, które posiadał w prywatnej skrzynce, został skazany na 10 lat więzienia.
W Chinach internauci nie mają także dostępu do portali "szerzących niekontrolowane dane" - YouTube'a i Twittera.
Źródło: tvn24.pl, yahoo.com
Źródło zdjęcia głównego: TVN24