Do napędu potrzebuje ognia. Jest wysoka na kilka, a nawet kilkanaście kilometrów i zdecydowanie wygrywa w rankingu najgorętszych chmur. Mowa o pirocumulusie widocznym na zdjęciu. Wielki obłok uchwycił z satelity spektroradiometr MODIS.
Fotografia pochodzi z 12 czerwca. Widzimy na niej podłużną białą plamę - to dym pochodzący z pożaru, który wybuchł tamtego dnia na wschód od miasta Silver City w stanie Nowy Meksyk. Oprócz podłużnego pióropusza w oczy rzuca się wystający biały kłąb dymu. To właśnie pirocumulus.
Chmura "naj"
Na ogół przybiera kształt kalafiora i zawsze wznosi się powyżej dymu. Tu urósł na wysokość 11 km, wyliczył naukowiec Scott Bachmeier z Uniwersytetu Wisconsin. Znalazł się na tyle wysoko, że był widoczny z kosmosu.
Wyróżnił się jeszcze jednym ważnym szczegółem. Temperatura w jego górnej części wynosiła między -45 a -50 st. C. Chmura była więc o 20 st. C cieplejsza niż temperatura w górnej warstwie innych pobliskich chmur, które nie powstały w wyniku pożaru.
Pirocumulusy to bowiem ogniopochodne żywioły. Aby doszło do ich powstania, powietrze musi zostać ogrzane do tego stopnia, by utworzyło silny prąd konwekcyjny wynoszący wilgoć i cząsteczki pyłu powyżej poziomu kondensacji.
Gdy ogień gaśnie i zanikają prądy konwekcyjne dostarczające wilgoci, pirocumulus także słabnie i rozprasza się.
Nośnik zanieczyszczeń
Naukowcy ściśle monitorują pirocumulusy ponieważ potrafią one transportować dym i zanieczyszczenia wysoko do atmosfery. A ponieważ zanieczyszczenia są rozpraszane przez wiatr, mogą mieć wpływ na jakość powietrza na bardzo dużym obszarze.
Tak stało się i w tym przypadku. Naukowcy z Uniwersytetu w Maryland ustalili, że dym z pożaru niedaleko Silver City przyczynił się do podwyższonego stężenia pyłu na sporym obszarze południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych dzień po pożarze, czyli 13 czerwca.
Autor: mm/mj / Źródło: NASA