Sonda Messenger, która od czterech lat krążyła na orbicie Merkurego, nie ma już paliwa. Jej misja dobiega właśnie końca.
Bez możliwości wprowadzania istotnej korekty w swoim kursie, niedługo maszyna przyczyni się do utworzenia kolejnego krateru na już pooranej bliznami twarzy Merkurego. Koniec misji nastąpi planowo 30 kwietnia około godziny 21.30 naszego czasu.
Nie jest to nic, czego nie można się było spodziewać. Przeznaczeniem Messengera, który wykonał bardzo udaną misję podczas swojego blisko 11-letniego lotu, było roztrzaskać się na koniec o skalistą powierzchnię planety.
Znacząca misja
Nieustraszony Messenger (skrót - MErcury Surface, Space ENvironment, GEochemistry, and Ranging) wyruszył 3 sierpnia 2004 roku. Jego odyseja trwała siedem lat. W drodze do celu pokonał ponad osiem miliardów kilometrów, w tym 15 razy okrążył słońce, przyspieszając kilkukrotnie z powodu grawitacji Ziemi, Wenus i Marsa. Wślizgnął się na orbitę Merkurego około 18 marca 2011 roku. To pamiętne wydarzenie miało miejsce pierwszy raz w historii dziejów.
Plan misji zakładał spędzenie jednego ziemskiego roku na Merkurym, jednak kiedy pojawiły się nowe pytania, NASA postanowiło wydłużyć ten czas o trzy kolejne lata. Inżynierowie misji znaleźli sposób na oszczędzenie paliwa, na przykład manewrując statkiem za pomocą techniki zwanej żeglarstwem słonecznym, dzięki której zyskano dodatkowy miesiąc na orbicie.
Pierwszy raz
Jedyną wcześniejszą wyprawą, która pozwoliła na zobaczenie z bliska pierwszej planety od słońca, był Mariner 10 w 1970 roku. Dostarczył on cenne raporty zwiadowcze, lecz pozostawił spore braki w obrazach powierzchni planety. Messenger nie tylko uzupełnił te braki - jego zestaw potężnych narzędzi całkowicie zagłębił się w ten mały świat pełen wielkich tajemnic.
Autor: ab/mk / Źródło: NASA
Źródło zdjęcia głównego: NASA