- To przełom w klimatologii - mówi Ben Booth z brytyjskiego Met Office o wynikach badań nad wpływem wytwarzanych przez człowieka aerozoli na chmury. Okazuje się, że za ich sprawą - jak uważają naukowcy - wpływamy na temperaturę Atlantyku, a co za tym idzie na zmiany klimatu w ujęciu globalnym.
Od dziesięcioleci badacze przyglądają się aerozolom i chmurom, przez które rodzi się najwięcej wątpliwości przy przewidywaniu zmian klimatycznych. Z najnowszych badań, przeprowadzonych dzięki nowemu modelowi m.in. przez uczonych Met Office i NOAA (czyli brytjską i amerykańską agencję pogodową) wynika, że mają one kluczowy wpływ na wysokość temperatury Atlantyku, ponieważ "filtrują" promieniowanie słoneczne docierające do powierzchni oceanu.
Kwestia jest o tyle ważna, że wahania temperatury Atlantyku mają wpływ na pogodę w wymiarze globalnym.
Wiatr pełen zanieczyszczeń
Jak podają badacze, wiatr, który wieje znad Ameryki Północnej w kierunku wschodnim, dzień w dzień zabiera ze sobą solidną porcję zanieczyszczeń produkowanych przez duże zakłady przemysłowe czy pojazdy. Jest wśród nich dwutlenek siarki, który przeradza się w siarczany stanowiące zaczątki chmur, są i mikroskopijne drobiny węgla, które mogą rozpraszać promienie słoneczne bądź je pochłaniać.
Wszystkie te cząstki podczas swojej podróży wraz z masami powietrza, zderzają się ze sobą oraz mieszają się z pyłem pochodzenia organicznego, przez co wytwarzają ładunek aerozoli. Po pewnym czasie stają się one zupełnie nowymi cząstkami o najróżniejszych własciwościach.
Ta mieszanka aerozoli znad Ameryki Północnej nie tylko porusza się na wschód, lecz także wędruje po ścieżce o kształcie podkowy wokół Atlantyku. Kiedy już przemierzy ocean, skręca w prawo nad wybrzeże Francji. Zabiera ze sobą kolejną porcję zanieczyszeń znad Europy i ląduje w okolicach Afryki Zachodniej.
Rewolucyjne badania?
Zdaniem badaczy, na czele których stoi Booth, ten łuk aerozoli oraz lokalne chmury są w stanie zablokować na tyle dużą ilość światła słonecznego, żeby ochłodziła się powierzchnia Atlantyku, a co za tym idzie, żeby zmienił się klimat regionalny.
Podkreślają oni, że aerozole mają gigantyczny wpływ na temperaturę powierzchni północnego Atlantyku. Cząsteczki siarczanów sprawiają, że parująca woda tworzy wewnątrz chmur zapas kropelek, który jest zdolny zredukować ilość promieniowania słonecznego sięgającego powierzchni oceanu.
Człowiek chłodził ocean?
Podczas symulacji przeprowadzanych dla lat 1860-2005 okazało się, że temperatura północnego Atlantyku wzrastała, jednak ten wzrost zwolnił w połowie lat 20-tych XX wieku. Odpowiedzialne były za to aerozole produkowane podczas wielkiej rewolucji przemysłowej, kiedy poziom zanieczyszczenia powietrza osiągnął ekstremalną wysokość. Po wprowadzeniu restrykcji dotyczących emisji dwutlenku siarki w USA i w Europie w latach 70-tych, temperatura powierzchni oceanu wzrosła.
Te badania mogą obalić dotychczasowy pogląd na to, że na zmiany w temperaturze powierzchni Atlantyku ma wpływ tzw. fenomen AMO (Atlantic multidecadal oscillation), czyli wielodekadową, niezależną od człowieka, oscylację Północnego Atlantyku. Na pierwszy plan wysuwa się wpływ zanieczyszczeń produkowanych przez ludzi.
Nie wszyscy się zgadzają
Nie wszyscy są jednak przekonani, że tak jest. Zdaniem wielu, wyniki modeli nie pokrywają się z obserwacjami satelitarnymi. O tym, czy aerozole mają faktycznie tak duży wpływ na temperaturę Atlantyku, naukowcy będą debatować podczas zebrania Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC).
- To prawdziwa dzika karta - podkreśla Ron Stouffer z NOAA.
Autor: map/rs / Źródło: scientificamerican.com