Garstka najpopularniejszych muzyków ma coraz większy udział w przychodach z koncertów – pisze "Wall Street Journal". Wśród gwiazd, które zdominowały rynek można wymienić między innymi Beyoncé, Taylor Swift, czy Eda Sheerana.
W 2017 roku 60 proc. przychodów z biletów pochodziło z koncertów 1 proc. artystów – wynika z wyliczeń ekonomisty Alana Kruegera z Uniwersytetu Princeton. To wzrost aż o 130 proc. w porównaniu do 1982 roku. Wtedy jeden procent najpopularniejszych muzyków odpowiadał za 26 proc. przychodów z biletów.
"Mniej wykonawców środka"
Przy rozszerzeniu grupy wykonawców do 5 proc., okazuje się, że odpowiadają oni za 85 proc. przychodów z koncertów w 2017 roku. To oznacza wzrost od lat osiemdziesiątych o 62 proc.
- Coraz mniej jest wykonawców środka, podczas gdy mniejsza liczba gwiazd przyciąga więcej konsumentów - napisał Krueger w swojej książce "Rockonomics".
Media zauważają, że rozwój platform streamingowych, takich jak Spotify, Muzyka Google Play, czy Tidal uniemożliwił gwiazdom czerpanie zysków z sprzedaży płyt CD. To właśnie dlatego muzycy chcą uzupełnić brakujące dochody występami na żywo.
W zeszłym roku średnia cena biletu na koncert w Stanach Zjednoczonych wyniosła 69 dolarów. Dla porównania na początku lat 80 było to 12 dolarów.
Tylko na trzy trasy koncertowe – Eda Sheerana, Taylor Swift i Beyoncé z Jay'em-Z– sprzedano bilety o wartości miliarda dolarów. Dziesięć lat wcześniej trzy najbardziej dochodowe trasy zebrały "jedynie" 600 milionów dolarów.
Autor: mp / Źródło: Wall Street Journal, Daily Mail