Pewna włoska rodzina z Apulii była zszokowana po tym, gdy w restauracji w Rzymie otrzymała rachunek na 119 euro, czyli ponad 500 złotych. Ich zamówienie to trzy hot dogi, kanapka i pięć napojów bezalkoholowych.
Na początku listopada 47-letni Leo Recchia wraz z żoną i dwójką dzieci zwiedzał Watykan. W pewnym momencie, aby schronić się przed deszczem, rodzina wstąpiła do restauracji przy Via Della Conciliazione, ulicy łączącej plac Świętego Piotra z Zamkiem Świętego Anioła na prawym brzegu Tybru.
Trzy hot dogi i kanapka
- Usiedliśmy, mój syn wybrał hot doga z menu. Zamówiliśmy jeszcze dwa plus kanapkę - relacjonował Recchia w rozmowie z dziennikiem "Il Messaggero". Zamówienie obejmowało jeszcze cztery puszki coli i butelkę wody mineralnej.
Gdy kelner przyniósł rachunek, Recchia nie mógł uwierzyć własnym oczom. Widniała na nim kwota 119 euro, czyli nieco ponad 500 złotych. Okazało się, że jeden hot dog kosztował 22 euro, kanapka z szynką parmeńską i serem - 7 euro, puszka coli - 6 euro, a litrowa butelka wody - 5 euro. Restauracja doliczyła również opłatę za serwis w wysokości 17 euro.
Mężczyzna powiedział w rozmowie z "Il Messaggero", że "nie przywiązywał dużej uwagi" do menu. Z kolei właściciel restauracji przyznał, że nie jest to pierwszy przypadek, w którym klienci skarżą się na ceny. Stwierdził jednak, że są one wyraźnie zapisane w menu i wynikają z bliskości lokalu od Watykanu.
Kolejne przypadki
We wrześniu dwie japońskie turystki zapłaciły w rzymskiej restauracji 430 euro za dwie porcje spaghetti z rybą i wodę. Gigantyczny rachunek rozpowszechniły najpierw media społecznościowe, a potem prasa. Pierwsi zaprotestowali przewodnicy pracujący w Wiecznym Mieście, podkreślając, że to zdarzenie będzie miało znów fatalne reperkusje dla turystyki w stolicy Włoch.
W styczniu ubiegłego roku włoskie media podały, że czterech japońskich studentów zapłaciło za obiad w restauracji w Wenecji 1100 euro. Nie zamówili jednak wykwintnego wina ani wyszukanych dań, tylko smażone warzywa i ryby na pierwsze danie oraz cztery befsztyki i wodę. Rachunek zapłacili, choć nie mogli uwierzyć własnym oczom. Natomiast w listopadzie 2017 roku troje innych zagranicznych turystów otrzymało niedaleko placu Świętego Marka rachunek za obiad, złożony z ryb, na sumę 560 euro. Napisali w tej sprawie list do burmistrza, podkreślając, że kelnerzy wykorzystali ich nieznajomość włoskiego i przynosili dania, których oni nie zamawiali. Burmistrz Luigi Brugnaro stanął wtedy w obronie restauratora, który przekonał go, że klienci nie odesłali nic do kuchni i zjedli wszystko, co im przyniesiono.
Autor: tol / Źródło: The Independent
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock