Złoto jest najtańsze od pięciu lat. Nie zdrożało ani wtedy, gdy światowe rynki finansowe bały się wyjścia Grecji ze strefy euro, ani też, gdy krach wstrząsnął Chinami. Zwykle gdy na rynkach panuje sztorm, inwestorzy kupują złoto, szukając tzw. bezpiecznej przystani. Jednak tym razem tak nie było. Czy to oznacza, że złoto przestało być złotem?
Wartość złota spada regularnie od drugiej połowy 2012 roku. Jednak dopiero kilka dni temu przełamała psychologiczną barierę. Cena drogocennego metalu spadła do najniższego poziomu od marca 2010 roku. W ostatni poniedziałek za jedna uncję płacono około 1088 dolarów.
Schronienie w złocie
Złoto traktowane jest przez inwestorów jako zabezpieczenie majątku od wszelkiego rodzaju zawirowań. Gdy wybucha kryzys, nurkują indeksy giełdowe, tracą waluty, a surowce są przeceniane to kupuje się złoto.
Kruszec jest nazywany "bezpieczną przystanią", bo chroni kapitał wtedy, gdy na światowych rynkach panuje panika, a inwestorzy kierują się emocjami zamiast chłodną kalkulacją. Doskonale było widać to we wrześniu 2008 roku, gdy rozpoczynał się światowy kryzys gospodarczy. 13 września za uncję złota płacono około 750 dolarów. Dwa dni później, czyli 15 września zbankrutował Lehman Brothers. Upadek jednego z największych banków inwestycyjnych na świecie wywołał panikę na giełdach. Przyjmuje się, że tego dnia wybuchł najgorszy od 70 lat kryzys finansowy.
Inwestorzy, szukając schronienia, rzucili się na złoto. 17 września kruszec kosztował już 860 dolarów. Tak rozpoczęła się wspinaczka, która trwała do połowy września 2011 roku. Wtedy uncja złota kosztowała już ponad 1800 dolarów. Później kruszec zaliczył kilka gorszych miesięcy, ale w październiku 2012 odrobił większość strat i wrócił do poziomu niemal 1800 dolarów za uncję.
Odwrót?
Jednak teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Złoto tanieje od lat, choć rynki finansowe nie są wolne od zawirowań. Wystarczy przyjrzeć się temu, co działo się w ostatnich tygodniach. Choć inwestorzy drżeli o przyszłość strefy euro, bo bankructwo Grecji wisiało na włosku, to złoto nie drożało. Podobnie było, gdy na początku lipca krach wstrząsną Chinami. Tamtejsze giełdy w kilka tygodni straciły ponad 20 proc., a inwestorzy mimo wyraźnej paniki nie rzucili się do ucieczki ku "bezpiecznej przystani".
Dlaczego? Zdaniem Błażeja Kiermasza, analityka z DM TMS Brokers brak wzrostów cen złota w czasie największej niepewności dotyczącej Grecji oraz Chin najdobitniej świadczy o tym, że nie jest już ono postrzegane przez inwestorów jako tzw. bezpieczna przystań.
Zbyt duża zmienność
- Do utraty tego statusu najsilniej przyczyniły się wydarzenia z 2012 roku. Wtedy w zaledwie dwa kwietniowe dni złoto straciło na wartości niemal 15 proc. Zmienność notowań złota jest obecnie zbyt duża, by mogło ono pretendować do miana „bezpiecznej przystani” - uważa Błażej Kiermasz.
Inne zdanie na temat złota ma Paweł Żuk z firmy Inwestycje Alternatywne Profit, która zajmuje się obrotem metalami szlachetnymi.
- Dla inwestorów, którzy szukają ubezpieczenia majątku od wszelkiego rodzaju zawirowań – zdarzeń, których prawdopodobieństwa i skutków nie jesteśmy w stanie określić w odległym terminie, złoto pozostanie "bezpieczną przystanią", wciąż skutecznie zabezpieczając siłę nabywczą ich kapitału. Tak, aby za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat za zgromadzone środki mogli kupić przynajmniej ten sam koszyk dóbr i usług. Dla spełnienia tej podstawowej funkcji nie ma znaczenia dzisiejsza wycena złota - uważa Paweł Żuk.
Nowa "bezpieczna przystań"?
Żuk uważa, że "złoto było, jest i będzie bezpieczną przystanią i nie straci na popularności". - Nie widać sensownej alternatywy mogącej zastąpić złoto. Oczywiście doraźnie pojawiają się nowe pomysły jak np. tzw. obligacje śmieciowe, ale to tylko potwierdza fakt braku racjonalnej opcji. Inwestorzy kupują papiery o wysokiej rentowności, narażając się na wysokie ryzyko, skoro obligacje rządowe mają rentowności ujemne - uważa Paweł Żuk.
Błażej Kiermasz uważa, że inwestorzy szukający bezpieczeństwa kupują m.in. japońskiego jena. - Jeśli chodzi o surowce to w przypadku kryzysowych sytuacji mamy do czynienia z odpływem kapitału z całej tej grupy. Kapitał płynie w kierunku obligacji Niemiec czy USA - mówi Kiermasz.
Co dalej ze złotem?
Paweł Żuk twierdzi, że nikt nie jest obecnie w stanie przewidzieć czy notowania ulegną dalszym spadkom, czy może nastąpi poważne odbicie.
- Wśród pewnych tendencji na najbliższe miesiące można wskazać kontynuowanie zakupów kruszcu przez Chiny, które w złocie szukają wzmocnienia dla własnej waluty i uniezależnienia części świata od dolara. Z dużym prawdopodobieństwem możemy też mówić o nadchodzącym nieuchronnie spadku podaży kruszcu, którego odzyskiwanie systematycznie spada, a wydobycie przy obecnych cenach jest nieopłacalne - uważa Żuk.
Żuk uważa, że inwestorów może kusić obecna niska cena kruszcu. - Jeśli decydujemy się na umieszczenie części, najlepiej 10-15 proc., naszego portfela w złocie, warto ten moment wykorzystać. Najlepszym rozwiązaniem jest regularne kupowanie niewielkich ilości złota, korzystając ze średniej ważonej ceny - uważa Żuk.
Zły moment?
Natomiast Błażej Kiermasz ocenia, że nie można wykluczyć jeszcze w tym roku spadku cen złota poniżej tysiąca dolarów za uncję. Wszystko przez zbliżającą się wielkimi krokami podwyżkę stóp procentowych w USA.
- Nie będzie to dobra wiadomość dla złota, które jest wyceniane w dolarach amerykańskich. Jeżeli doszłoby do podwyżki stóp procentowych już we wrześniu to silnie na wartości umacniałaby się amerykańska waluta, co z kolei przełożyłoby się na spadki cen złota. Nie jest to więc dobry moment by kupować złoto - podsumowuje Kiermasz.
Autor: Marek Szymaniak / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock