Tak dużego zamieszania na rynkach finansowych jak ostatnio nie było już dawno. Niemieckie akcje i obligacje tanieją coraz szybciej, za to euro znów odzyskuje siły względem dolara. Coraz bardziej powszechne staje się przekonanie, że rok 2015 może być lepszy dla gospodarki europejskiej niż amerykańskiej. Nawet jeśli to nieprawda, to na rynkach przekonania są ważniejsze od faktów.
Ameryka gorzej
Po kolei. W środę okazało się, że Stany Zjednoczone miały w pierwszym kwartale fatalnie niskie tempo wzrostu gospodarczego – zaledwie 0,2 procent i to jest tak zwany wzrost annualizowany. Czyli znaczy to, że gdyby cały rok był taki jak pierwszy kwartał, to w całym roku amerykańska gospodarka urosłaby właśnie o te 0,2 procent. Czyli można powiedzieć, że Amerykanie stanęli w miejscu. To oznacza, że nie będzie podwyżek stóp procentowych „wkrótce” jak do tej pory niektórzy oczekiwali, a coraz większa część rynku jest przekonana, że Fed podniesie stopy dopiero w roku 2016.
Skoro w tym roku podwyżki nie będzie, to dolar, który drożał w oczekiwaniu na tę podwyżkę teraz wraca na swoje poprzednie miejsce, czyli tanieje. Z drugiej strony w tym samym momencie ze strefy euro mamy coraz więcej sygnałów, które wzmacniają europejską walutę.
Strefa euro lepiej
Właśnie okazało się, że wartość kredytów udzielonych przez banki firmom i gospodarstwom domowym w strefie euro jest większa niż rok temu. To pierwszy wzrost od trzech lat. Z samego faktu wzrostu zadłużenia niekoniecznie wynika zawsze coś pozytywnego, ale ważne jest to, że przestało ono spadać. Czyli firmy i konsumenci przestali się w końcu po trzech latach zajmować spłacaniem swoich starych długów (rzeczywiście było ich sporo) i teraz można mieć nadzieje, że znów zaczynamy tę lepszą fazę cyklu koniunktury. Ktoś, kto bierze kredyt w banku zwykle jest optymistą, bo gdyby nie był, to chyba by się nie zadłużał. Optymistycznie nastawieni konsumenci zwiększają konsumpcję, u optymistycznie nastawionych przedsiębiorców są większe szanse na inwestycje. To wszystko powoduje, że gospodarka kręci się lepiej – może rosnąć zarówno popyt, jak i podaż, aż do kolejnego przegrzania, które na razie jeszcze daleko przed nami.
Mamy więc nieoczekiwaną zmianę miejsc. Przez parę ostatnich lat to Stany Zjednoczone rosły szybciej i postrzegano je jako kraj, który z kryzysem po 2008 roku poradził sobie najszybciej i najlepiej. Strefa euro była zaś miejscem z najgorszymi perspektywami wśród wszystkich gospodarek rozwiniętych. Teraz strefa euro ma przed sobą najlepszy rok od 2007, a USA nagle zatrzymały się w miejscu i trudno powiedzieć co dalej.
Bańka na niemieckich obligacjach
Coraz lepsze perspektywy w Europie mają jeszcze jeden skutek – przestały drożeć niemieckie obligacje, tradycyjnie uznawane za najbezpieczniejsze miejsce do przechowywania pieniędzy w trudnych czasach. Skoro czasy stają się nieco mniej trudne, to trochę tych pieniędzy może z niemieckiej bezpiecznej przystani ponownie wypłynąć na nieco bardziej ryzykowne wody.
W efekcie rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich wzrosła w środę z 0,16 procent do 0,29 procent. To niby niewiele, ale jak na Niemców, to ogromnie duży ruch. A ponadto, jeśli ktoś 2 tygodnie temu kupił niemieckie obligacje, kiedy ich rentowność sięgała 0,05 procent i wszyscy czekali, kiedy zejdzie poniżej zera, to dziś ma spore straty, bo wzrost rentowności wynika ze spadku ceny obligacji. Straty na superbezpiecznych przecież obligacjach Niemiec! Taka sytuacja powoduje, że coraz większej liczbie inwestorów spadają klapki z oczu i zaczynają oni dostrzegać ryzyko w kupowaniu obligacji z rentownością bliską zera (a czasami nawet poniżej zera). To może napędzać dalszy spadek cen i wzrost rentowności. Sytuacja zaczyna wyglądać tak, jakby zaczynała pękać bańka na obligacjach, co do których do niedawna panowało przekonanie, że nie można na nich stracić (to cecha każdej bańki spekulacyjnej). O przecenę tym łatwiej, że 2 tygodnie temu wyraźnie sugerował ją „król obligacji” Bill Gross, pisząc, że zagranie na spadek cen niemieckich obligacji może być teraz „transakcją życia”. Jeśli sam robił to, o czym wtedy pisał, to już teraz zarobił sporo. W tym tygodniu o tym, że granie na spadek niemieckich obligacji to ciekawy pomysł mówił Jeffrey Gundlach z dużego i znanego na rynku funduszu Doubleline, który zarządza obligacjami za 46,4 mld USD. Czyli ucieczce od niemieckich obligacji sprzyjają dziś i fundamenty i sugestie ze strony największych graczy na rynku.
Fatalnie w tej sytuacji muszą się czuć ci, którzy kupowali niemieckie obligacje za pożyczone pieniądze. Obligacje, które tracą na wartości, są zabezpieczeniem kredytu, który wzięli, więc muszą oni teraz albo szybko sprzedać obligacje i pogodzić się ze stratą, albo dopłacić do rachunku, aby wyrównać wartość zabezpieczenia. Szukają więc gotówki. Niewykluczone, że niektórzy z nich postanawiają więc sprzedać akcje zamiast obligacji i w efekcie mamy spory spadek na giełdach. Indeks DAX we Frankfurcie spadł wczoraj o 3,2 procent. To największy jednodniowy spadek tego indeksu od marca 2014 r.i tąpnięcia, kiedy Rosja zajmowała Krym. Indeksowi DAX nie sprzyja też to, że składa się on w dużym stopniu z niemieckich eksporterów, którym trudniej będzie zwiększać zyski, kiedy euro zyskuje na wartości.
Ameryka lepiej, a nie gorzej
Mamy więc gorszą sytuację gospodarki amerykańskiej i lepszą sytuację gospodarki europejskiej, przez co tracą ci, którzy zainwestowali w dolara, w europejskie akcje i europejskie obligacje. Trochę to absurdalne, ale to jeszcze nie koniec. Tak naprawdę, to sytuacja gospodarki amerykańskiej niekoniecznie się pogorszyła. Jak już pisałem wzrost na poziomie 0,2 procent, to wzrost kwartalny i annualizowany. Gdyby jednak PKB w USA liczono, tak jak w Europie, czyli w stosunku do kwartału sprzed roku, to okazałoby się, że wzrost rok do roku wynosi 3 procent i jest najszybszy od roku 2013. Jest też oczywiście nadal znacznie szybszy niż w strefie euro. Czyli całe to zamieszanie na kilku rynkach jednocześnie oparte jest na bardzo niepewnej przesłance i raczej niepełnych informacjach. Czy to bez sensu? Oczywiście, że tak. Ale taki jest dziś rynek finansowy. Lepszego nie mamy.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl