Specjalne strefy ekonomiczne to wewnętrzne raje podatkowe, dzięki którym zagraniczne firmy mogą unikać płacenia podatków czy motory rozwoju polskiej gospodarki? Opinie na ten temat są podzielone - administracja stref broni, eksperci krytykują. Strefy mają działać w Polsce do 2026 r.
Specjalne strefy ekonomiczne (SSE) to wyodrębnione obszary kraju, gdzie inwestorzy mogą prowadzić biznes, uzyskując zwolnienia z podatku dochodowego. W Polsce działa ich obecnie czternaście.
Różne zdania
Eksperci, z którymi rozmawiała PAP, są krytyczni wobec tych specjalnych obszarów. Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan uważa, że strefy w przeszłości były nam potrzebne - żeby przyciągnąć kapitał zagraniczny. Jednak obecnie - jak mówi - są formą nieuczciwej konkurencji, bo pozycja działających w nich firm jest lepsza niż tych, które są poza strefami. - Cała Polska powinna być strefą ekonomiczną i wszyscy powinni konkurować ze sobą na tych samych zasadach - mówi. Jak dodaje, kiedyś strefy tworzone były w regionach z dużym bezrobociem i dlatego zgadzano się na powstawanie tam miejsc pracy o "niskiej jakości". - To jednak przeszłość. Jeśli popatrzymy na obecny stan polskiej gospodarki, to jej problemem nie jest brak miejsc pracy, ale jakość miejsc pracy. Młodzi ludzie wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii nie dlatego, że nie mogą znaleźć zatrudnienia, ale dlatego, że nie mogą znaleźć satysfakcjonujących ich miejsc pracy. Polska powinna przejść od promowania liczby miejsc pracy do premiowania jakości miejsc pracy - powiedział. Jego zdaniem skoro działalność SSE została przedłużona, to powinno się do nich przyciągać inwestorów zaawansowanych technologiczne, którzy będą współpracować z lokalnymi kooperantami, czy uczelniami. - Skoro rządzący zdecydowali o ich przedłużeniu, to zmieńmy filozofię ich działania. Przykładowo, jeśli inwestor chce utworzyć w strefie nowe zakłady meblarskie obok już istniejących, to się nie zgadzamy. Jeśli ktoś chce natomiast uruchomić produkcję nowoczesnej aparatury medycznej i nie będzie to tylko montaż, to wtedy chętnie. Jeśli to będzie inwestor współpracujący z uczelniami, to jestem na tak - opisuje Mordasewicz.
Jak to działa?
Mechanizm stref krytykuje także szefowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego prof. Elżbieta Mączyńska. - Jeżeli w specjalnej strefie ekonomicznej udziela się producentowi zagranicznemu ulgi, pod wpływem czego niknie produkcja krajowa, to nie wiem, czy prowadzimy w ogóle rachunek kompleksowy i długookresowy. W konsekwencji padają małe biznesy, ludzie idą po zasiłek, stają się bezrobotnymi, wymagają pomocy i w końcu wszyscy podatnicy za to płacą. Czyli nie ma pełnego rachunku, uwzględniającego koszty i efekty zewnętrzne - mówi. Zdaniem Mączyńskiej po 26 latach transformacji Polskę stać na "mniejszą czołobitność" i większe wymagania w stosunku do inwestorów zagranicznych, tym bardziej, że już kształtuje się rodzimy kapitał i są polskie przedsiębiorstwa, które osiągają sukcesy. Dobrego zdania o specjalnych strefach ekonomicznych nie ma też prof. Leokadia Oręziak z SGH. - Jeśli ktoś chce w Polsce prowadzić działalność, to powinien płacić podatki, które nie należą w naszym kraju do najwyższych. Jeszcze do tego korzysta z relatywnie taniej siły roboczej, bo koszty robocizny w Polsce należą do najniższych w Europie. Nadmiar przywilejów szkodzi polskiej przedsiębiorczości. Jeśli ktoś chce prowadzić działalność w Polsce, to niech się dostosuje. Wystarczająco dużo przywilejów kapitał zagraniczny otrzymał dotychczas w Polsce - mówi. Jej zdaniem SSE to pole do tego, żeby unikać płacenia podatków. - W polskiej gospodarce już i tak stworzono bardzo dobre warunki dla kapitału zagranicznego i nie ma potrzeby tworzenia jeszcze dalszych ułatwień. Nie ma żadnych badań, które dowodziłoby, że dzięki strefom powstały miejsca pracy, które nie powstałyby, gdyby tych stref tam nie było. Trzeba od tych stref odejść - konkluduje.
Zdecydowanie "za"
Stref broni jednak wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. Jego zdaniem czasy, w których zagraniczna firma inwestowała w strefie, wykorzystywała okres odpisu podatkowego, a następnie przenosiła produkcję za granicę, na Wschód, już minęły. Wicepremier przekonuje, że dziś w strefach działają firmy, które w trudniejszych warunkach gospodarczych nie będą ograniczały zatrudnienia. - Od tej pierwotnej formy, z którą wystartowaliśmy kilkanaście lat temu, do dziś wielokrotnie zmienialiśmy mechanizm (zwolnień podatkowych). Nie ma wolnizny podatkowej. Najpierw trzeba zainwestować, po zainwestowaniu trzeba zatrudnić zgodnie z umową, a później, w zależności od strefy, miejsca, deklaracji po obu stronach, można odpisać część podatku dochodowego - mówi. Jak dodaje, w Polsce inwestują też firmy z kapitałem zagranicznym, które nie chcą wchodzić do SSE, mimo że mają taką możliwość. - Dlaczego? Dlatego, że boją się zobowiązań strefowych, na przykład tego, czy w warunkach nieprzewidywalności zjawisk gospodarczych utrzymają zatrudnienie - opisuje Piechociński. Podkreśla, że kapitał zagraniczny w Polsce odpowiada za ponad 40 proc. polskiego eksportu, a poprzez SSE rozwija się w Polsce szkolnictwo zawodowe i powstają dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy.
Na własne oczy
SSE zachwala też szef Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych Sławomir Majman. - Jeśli ktoś jest przeciwny strefom, to niech pojedzie od Wałbrzycha i powie ludziom, którzy w latach 90. w całym mieście nie mogli znaleźć żadnej pracy, że strefy się nie sprawdzają. Niech pojedzie do Łodzi i powie ludziom, którzy w latach 90. nie mieli żadnej pracy, że strefy są złe. Jeśli udało nam się dokonać reindustrializacji tych regionów w Polsce, w których upadły tradycyjne gałęzie przemysłu - jak górnictwo w Wałbrzychu czy przemysł odzieżowy w Łodzi - to przede wszystkim dzięki wprowadzeniu stref - mówi. Jak dodaje, strefy właśnie po to zostały wymyślone w UE, żeby na miejscu upadłych przemysłów, tworzyć nową tkankę przemysłową kraju. Majman podkreśla, że państwo nie może być pozbawione mechanizmu przyciągania inwestorów, polskich czy zagranicznych. Przekonuje, że w strefach powstają miejsca pracy dla wysoce wykwalifikowanych pracowników. - Jeżeli popatrzymy na strukturę inwestycji w Polsce, to pierwsze miejsce zajmuje przemysł samochodowy - i to nie taki z lat 90., gdzie wystarczyło dwa tygodnie przeszkolenia, żeby stanąć przy taśmie, tylko bardzo technologicznie rozwinięty. Drugie miejsce to centra nowoczesnych usług biznesowych, gdzie bez wyższego wykształcenia ani rusz. Trzecie miejsce to centra naukowo badawcze - wskazuje. - Jeżeli kilkadziesiąt tysięcy ludzi rocznie dzięki strefom ma z czego żyć, to znaczy, że główny cel działania stref został osiągnięty - podsumowuje szef PAIiIZ.
Autor: mn / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24