- Przybyło stanowisk do obsadzania, a na razie obsadzający udowadniają każdego dnia, że nie mają zamiaru mieć skrupułów - tak Robert Stanilewicz komentuje repolonizację Banku Pekao SA. Mówi też o ostrzeżeniu skierowanym do podatników oraz fiskusie mówiącym ludzkim głosem.
- Żubr wrócił. Pekao SA zostało kupione - podkreśla Stanilewicz. PZU i Polski Fundusz Rozwoju za pakiet 32,8 proc. akcji zapłaciły 10,6 mld złotych. - Miliardy mają Włosi z Unicredit, którzy bardzo, bardzo potrzebują pieniędzy - dodaje, zastanawiając się, czy nie można byłoby tej sumy wykorzystać lepiej.
Jak wskazuje dziennikarz TVN24 BiS, Bank Pekao SA, "być może będzie lepiej działał, bo chyba takie są argumenty, że banki, które były w rękach zagranicznych centrali, jak przyszedł kryzys, to w Polsce przykręcały kurek z kredytami, a PKO BP nie przykręcał, dalej finansował działalność gospodarczą".
Robert Stanilewicz wskazuje ponadto, że po transakcji przybyło stanowisk do obsadzania.
- Na razie, obsadzający udowadniają każdego dnia, że nie mają zamiaru mieć skrupułów. Co najwyżej sami o te miejsca między sobą się pokłócą - podkreśla.
Fiskus ostrzega
W poniedziałek na stronie resortu finansów pojawiło się ostrzeżenie skierowane do podatników. Dotyczy ono sytuacji, w której polscy podatnicy, prowadzący działalność gospodarczą nad Wisłą i osiągający dochody z terytorium w naszym kraju, "są kuszeni" propozycjami oszczędności podatkowych wynikających z tak zwanego przeniesienia działalności do innego kraju.
Robert Stanilewicz wskazuje, że chodzi między innymi o "czeskie numery rejestracyjne na samochodach". - Można kupić na czeskich warunkach superluksusowe auto i jeździć nim w Polsce. Zysk idzie w dziesiątki tysięcy w zależności od modelu, różnica w warunkach podatkowych dla samochodu na firmę w Czechach i w Polsce jest kolosalna - podkreśla prowadzący cykl "3...2...1...".
Jednocześnie zwraca uwagę, że w Czechach "można tanio założyć spółkę, czy firmę". - Fiskus mówi, że te czeskie numery zna. Pisze też o spółkach zakładanych w innych krajach tylko po to żeby mieliły tam papiery podatkowe, a nie żeby coś tam konkretnego robiły i ostrzega, że potraktuje to jako agresywną optymalizację podatkową - zwraca uwagę dziennikarz TVN24 BiS.
Jak zauważa, "ostrzeżenie to nie wyrok, ale może komuś jednak ręka zadrży albo kolana się ugną zanim wsiądzie do tego superauta na czeskich numerach".
Ludzki głos
Stanilewicz mówi także o projekcie, który miał na celu zbadanie skuteczności komunikatów behawioralnych dla ściągalności podatku dochodowego od osób fizycznych.
- Fiskus nie tylko może, ale już próbuje mówić ludzkim głosem. Właśnie przedstawiono wyniki eksperymentu przeprowadzonego przez Ministerstwo Finansów razem z Bankiem Światowym. Wysyłano do podatników, którzy zalegają z podatkami pisma. Chodziło o to żeby pisma były napisane inaczej, były prostsze - tłumaczy prowadzący cykl "3...2...1...".
Jak dodaje, "okazało się, że takie pisanie do podatników, którzy mają zaległości działa lepiej niż tradycyjna, urzędowa korespondencja".
- Najskuteczniej działa formuła, w której fiskus napisał, że "do tej pory, Pana opóźnienie w zapłacie należnego podatku mogliśmy uznać za przeoczenie. Jednak jeżeli zignoruje Pan to pismo, zmuszeni będziemy uznać, że jest to Pana świadomy wybór i zaczniemy Pana postrzegać jak nieuczciwego podatnika" - wskazuje Robert Stanilewicz.
Autor: mb/ms / Źródło: tvn24bis.pl