Prezydent podpisał nowelę ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii. Jej wejście w życie może dla konsumentów oznaczać oszczędności rzędu kilkudziesięciu złotych rocznie, ale dla branży wiatrakowej - falę bankructw. Przedstawiciele "zielonej energii" od dawna apelowali do Andrzeja Dudy o zawetowanie projektu ustawy.
Opłata zastępcza
Firmy sprzedające prąd muszą wykazać, że energia, którą dystrybuują pochodzi w odpowiednim poziomie z odnawialnych źródeł. Żeby to wykazać, muszą kupić od przedsiębiorstw produkujących energie z "zielonych źródeł" odpowiedni certyfikat, którego wartość wynosi ok. 30 zł za megawatogodzinę energii.
Jeżeli sprzedawca prądu nie wykupi certyfikatu, to musi uiścić tzw. opłatę zastępczą. Ma to być forma państwowego wsparcia dla przedsiębiorców produkujących ekoenergię.
Obecnie opłata zastępcza wynosi 300 zł/MWh, ale po wejściu w życie nowych przepisów ma zostać znacznie obniżona. będzie mogła wynosić maksymalnie 125 proc. ceny zielonego certyfikatu.
Dobra wiadomość dla konsumentów
Taka obniżka może nieznacznie wpłynąć na wysokość rachunków za prąd. To, co obecnie koncerny energetyczne płacą producentom ekoenergii pobierają od konsumentów. Dzisiaj do rachunków za energię doliczają po ok. 3,50 zł miesięcznie, podaje portal Wysokienapięcie.pl.
Po wejściu w życie nowych przepisów stawka powinna zostać zweryfikowana. Co oznacza, że miesięcznie będziemy płacić średnio około 1 zł w ramach wsparcia dla branży OZE, obliczył Wysokienapięcie.pl
W skali rocznej oznacza to oszczędności rzędu 30 zł.
Uderzenie w branżę
Ale to, co dobre dla konsumentów, nie jest miłą wiadomością dla ekoelektrowni. Skutkiem wejścia w życie ustawy będzie utrzymywanie się państwowego wsparcia dla ich właścicieli na niskim poziomie.
Szacuje się, że w wyniku nowelizacji ustawy o OZE przychody farm wiatrowych spadną o jedną trzecią. Między innymi dlatego, że opłata ta jest punktem odniesienia w długoterminowych kontraktach na sprzedaż prądu.
To problem szczególnie dla małych inwestorów. Do tej pory nie mieli umów długoterminowych na zakup tzw. zielonych certyfikatów, czyli gwarancji rządowego wsparcia, ale liczyli na wzrost ich cen.
Firmy wiatrakowe i tak borykają się z problemami, bo zielone certyfikaty są dziś warte 10 proc. tego, co w czasach boomu na inwestycje w zieloną energię.
Zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) ustalenie górnej granicy wysokości opłaty zastępczej zmniejszy zyski firm i wiele z nich może doprowadzić do upadłości.
Zyski Skarbu Państwa
Twórcy nowelizacji uważają, że powiązanie wysokości opłaty zastępczej z ceną certyfikatów spowoduje większe zainteresowanie certyfikatami i stopniowe rozładowanie ich nadpodaży.
Za duża ilość certyfikatów jest jedną z głównych przyczyn niskich cen, co m. in. przekłada się na niewysoki poziom wsparcia źródeł odnawialnych i trudną sytuację branży.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki stwierdził w czasie parlamentarnych prac nad ustawą, że jej zapisy są korzystne wyłącznie dla tych, którzy zawarli z producentami energii z OZE umowy na kupno zielonych certyfikatów po cenach, odnoszących się do opłaty zastępczej.
Jednym z największym posiadaczem takich kontraktów jest Energa - spółka Skarbu Państwa.
Do apelu przyłączali się także przedstawiciele Polskiego Stronnictwa Ludowego. - Wnioskujemy do prezydenta o zawetowanie ustawy o OZE, bo ona niszczy odnawialną energetykę, blokuje jej rozwój, szanse na uniezależnienie energetyczne Polski - powiedział na konferencji prasowej w Sejmie. Według niego, dzisiaj "nie spełniamy żadnych warunków, norm, do których się zobowiązaliśmy i nie spełnimy ich do roku 2020". - Przypomnę, 15 procent energii w 2020 roku powinno pochodzić z energii odnawialnej. Nie spełnimy tych wymagań, bo dewastacja, zaoranie naturalnej, zielonej, energii odnawialnej przez PiS jest nieprawdopodobne - stwierdził Kosiniak-Kamysz.
Autor: ps/gry / Źródło: PAP, tvn24bis.pl