Firmy, które pośredniczą między kierowcami a pasażerami, będą musiały mieć licencję - przypomina czwartkowa "Rzeczpospolita". Za brak takiego pozwolenia przedsiębiorca będzie musiał zapłacić nawet 40 tysięcy złotych kary.
Wymóg uzyskania licencji to efekt zmian, jakie miałby wejść w życie wraz z nowelizacją ustawy o transporcie drogowym przygotowaną przez resort infrastruktury. Projekt jest widziany jako uderzenie w przewoźników, którzy świadczą usługi bez licencji, jak np. osoby pracujące dla korporacji Uber.
Pośrednik będzie musiał kojarzyć kierowcę i pasażera za pomocą programów komputerowych albo aplikacji mobilnych - przypomina "Rzeczpospolita".
Jak zauważają eksperci, licencjonowanie może uderzyć w wolności rynkowe, np. swobodę świadczenia usług. - Projekt ogranicza konkurencję i wzmacnia monopol taksówkarski - mówi "Rz" Piotr Wołejko z Pracodawców RP.
Kary za brak licencji
Jak zauważa ta organizacja w swoich uwagach do projektu noweli, ustawa nakłada też zbyt wysokie kary na przedsiębiorców nieposiadających licencji, za co może grozić nawet 40 tys. zł. sankcji.
Problematyczna jest sama definicja przewoźnika zastosowana w ustawie. Jest bowiem zbyt szeroka, jak wskazują eksperci w rozmowie z "Rz".
Pośrednikiem będzie podmiot, który uczestniczy w przekazywaniu zleceń, zawieraniu umowy, pobieraniu opłaty za usługę przewozu osób lub będzie to umożliwiał.
Projekt zmian został oddany do konsultacji społecznych. Jak przypomina "Rz", Uber zapowiedział, że odniesie się do propozycji.
Autor: ps/ms / Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock