Umowa o pracę między Polską Grupą Zbrojeniową a Bartłomiejem Misiewiczem rozwiązana za porozumieniem stron - podano w komunikacie.
Jak dodano, umowa została rozwiązana ze skutkiem natychmiastowym, bez okresu wypowiedzenia.
"Rozwiązanie umowy o pracę nastąpiło na wniosek pana Bartłomieja Misiewicza, któremu nie przysługuje odprawa" - podkreślono w komunikacie zamieszczonym na stronie Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej swoją funkcję pełnił od poniedziałku 10 kwietnia. Jak doniosły dwa dzienniki, miał otrzymywać pensję wysokości 50 tys. zł, co wywołało lawinę reakcji. Polska Grupa Zbrojeniowa informację o wynagrodzeniu zdementowała.
Specjalna komisja
Przypomnijmy, że wcześniej w środę Jarosław Kaczyński podjął decyzję o zawieszeniu Misiewicza w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości.
Jak dodała rzeczniczka partii Beata Mazurek, powołana została również komisja, której celem jest zbadanie zarzutów stawianych wobec Bartłomieja Misiewicza oraz okoliczności jego zatrudnienia. W skład tej komisji weszło trzech przedstawicieli PiS: Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński i Marek Suski.
Mazurek podkreśliła na Twitterze, że zawieszenie Misiewicza ma związek z art. 7 statutu PiS. "Zgodnie z art. 7 Statutu PiS zawieszenie w związku z uzasadnionym przypuszczeniem narażenia dobrego imienia lub działania na szkodę PiS" - napisała.
Nie pierwszy raz
Misiewicz już wcześniej pracował w Polskiej Grupie Zbrojeniowej.
31 sierpnia 2016 roku został powołany w skład rady nadzorczej PGZ. Według mediów zmieniono dla niego statut spółki, bo nie miał wyższego wykształcenia i kursu dla członków rad nadzorczych. Minister obrony powiedział kilka dni później, że Misiewicz jest jego bezpośrednim reprezentantem w PGZ. Zaznaczył, że w przemyśle zbrojeniowym nie ma wymogów dotyczących wykształcenia, ale liczą się inne cechy - lojalność, chęć współpracy, kompetencje i decyzyjność, a wszystkie te cechy Misiewicz posiada. Klub PO chciał wówczas, by prokuratura przyjrzała się powołaniu Misiewicza do rady nadzorczej PGZ. Misiewicz mówił zaś, że spokojnie czeka na ocenę prokuratury, ponieważ prawo nie zostało złamane. W listopadzie 2016 roku prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. W drugiej połowie września 2016 roku Misiewicz poprosił szefa MON o zawieszenie w funkcjach w ministerstwie i zrezygnował z posady w PGZ. Stało się to po publikacji "Newsweeka", według którego Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce. Sprawę badała prokuratura, która odmówiła śledztwa w listopadzie 2016 roku.
Autor: mb/ms / Źródło: tvn24bis.pl, PAP