- Obecnie sytuacja na polskim rynku pracy, jeżeli chodzi o relacje popytu do podaży, jest niemal najlepsza w historii - powiedział Piotr Bujak, ekonomista PKO BP. Jak tłumaczył jednak prof. Andrzej Blikle, prezes Stowarzyszenia Firm Rodzinnych, mimo dobrych danych z rynku pracy "nie jest łatwo znaleźć tego pracownika, którego się poszukuje". I dodał, że "musimy uzupełniać deficyt po tych Polakach, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii".
Stopa bezrobocia w lipcu wyniosła 10,1 proc. przy 10,3 proc. w czerwcu. Pracodawcy w lipcu zgłosili do urzędów pracy ponad 117 tys. ofert zatrudnienia. To rekord, tak dobrego wyniku w lipcu nie było od 2001 r., czyli odkąd MPiPS prowadzi takie statystyki - podał w piątek resort pracy.Blisko rekordu- Bezrobocie zbliża się coraz bardziej do rekordowo niskiego poziomu. Brakuje nam niewiele, różnica wynosi mniej więcej 1 pkt proc. - powiedział Piotr BujakJak tłumaczył, "rekordowe poziomy osiąga liczba ofert pracy i to już w tej chwili są tak wysokie poziomy, że nawet gdyby liczba ofert pracy miała na skutek wzrostu zatrudnienia powrócić do wieloletniej średniej, to i tak stopa bezrobocia powinna w ciągu najbliższych kilku lub kilkunastu miesięcy obniżyć nawet o dwa pkt proc., czyli spadłaby w przyszłym roku poniżej rekordowo niskiego poziomu.- Obecnie sytuacja na polskim rynku pracy jeżeli chodzi o relacje popytu do podaży pracy jest niemal najlepsza w historii - dodał.Profil polskiego pracownikaW lipcu br. firmy złożyły 117 tys. ofert pracy i zatrudniły 35 tys. pracowników.Jak tłumaczył prof. Andrzej Blikle, "to pokazuje, że wcale nie jest łatwo znaleźć tego pracownika, którego się poszukuje". Jego zdaniem dzieje się tak z dwóch powodów.- Po pierwsze mamy za mało ludzi dobrze przygotowanych do wykonywanego zawodu. Drugi powód jest taki, że mobilność polskiego pracownika jest bardzo mała - stwierdził.Jak dodał Piotr Bujak, "mamy wysokie strukturalne bezrobocie, czyli wśród ogółu bezrobotnych jest bardzo wielu takich, którzy nie mają odpowiednich kwalifikacji. Takich, którzy odpowiadaliby na zapotrzebowanie pracodawców, a dodatkowo strukturalne bezrobocie wynika z tego, że Polacy są mało mobilni".Zdaniem ekspertów sytuacja dotyczy wszystkich regionów w kraju.- Jeżeli chodzi o deficyt mobilności, to są to przede wszystkim pracownicy z grupy rzemieślniczej. Zawsze miałem bardzo duży problem ze znalezieniem dobrego cukiernika - powiedział. Ludzie, którzy zarabiają znacznie więcej pieniędzy, mogą sobie pozwolić na to żeby kupić czy wynająć mieszkanie w nowym, większym mieście - powiedział prof. Blikle.Imigracja zarobkowa- Szkolnictwo zawodowe niemal w Polsce umarło. Warto pomyśleć o tym, żeby rozwijać szkolnictwo zawodowe na poziomie średnim, kosztem nadmiernie rozwiniętego w Polsce wykształcenia wyższego - stwierdził ekonomista PKO BP.Ponadto, Piotr Bujak zwrócił uwagę na jeden nowy czynnik, którego nie było przed kryzysem, który powoduje, że siła przetargowa pracowników jest relatywnie mała.- To bardzo duży wzrost napływu imigrantów, głównie z Ukrainy. To powoduje, że siła przetargowa, żądania płacowe polskich pracowników pozostają ograniczone mimo silnego wzrostu zatrudnienia - powiedział Bujak.Jak poinformował, "imigracja zarobkowa rośnie w bardzo silnym tempie".Problemy demograficzne w PolsceEksperci nie zgodzili się jednak ze stwierdzeniem, że imigranci psują polski rynek pracy.Prof. Andrzej Blikle tłumaczył, że "musimy uzupełniać deficyt po tych Polakach, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii". Stwierdził jednak, że "zatrudnienie cudzoziemca nie jest łatwe, bo nowi pracownicy zarabiają na siebie po 3 miesiącach". Także przepisy nakładają na takich pracowników i ich pracodawców ograniczenia.- Zwiększona fala imigracji z Ukrainy przychodzi w momencie, w którym nasza gospodarka tego potrzebuje - stwierdził Piotr Bujak. Tłumaczył, że dzieje się tak, ponieważ zbliżyliśmy się do rekordowo niskiego bezrobocia oraz zaczynamy mieć problemy demograficzne.- Napływ zwiększonej liczby imigracji, to dla polskiej gospodarki błogosławieństwo - powiedział ekonomista PKO BP.Czas na podwyżki?- Silny wzrost wydajności pracy w Polsce w ciągu kilkunastu lat uzasadnia większe wzrosty wynagrodzeń, ale musimy pamiętać, że ten wzrost wydajności pracy odbywał się w bardzo dużym stopniu kosztem importu zagranicznego kapitału - tłumaczył Piotr Bujak.- Wygenerowało to bardzo duże zadłużenie zagraniczne, bardzo dużą ujemną międzynarodową pozycję inwestycyjną. Teraz, przez szereg lat musimy oddawać ten kapitał zagraniczny. Musimy stać się eksporterem kapitału zagranicznego, a przy tym potrzebny jest konkurencyjny sektor eksportowy oparty nadal o niskie koszty pracy - dodał.Jak dodawał prof. Blikle, "podwyżki muszą się opłacać firmom. Musi na to w odpowiedni sposób reagować rynek pracy".
Autor: mb / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24BiŚ