Ludzie żądają głowy prezesa, sam do tego doprowadził – powiedziała w programie "Fakty po Faktach" Monika Żelazik, zwolniona z LOT przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
Czwartek jest ósmym dniem strajku związków zawodowych w PLL LOT. Jego uczestnicy powstrzymują się od pracy, są to stewardesy i piloci.
"Umowy śmieciowe"
Punktem spornym między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki był wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. Stare zasady dotyczące wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników.
Obecnie płace zależą między innymi od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, na przykład stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą.
- Chcę wyraźnie powiedzieć: w LOT nie ma umów śmieciówek. Nasi współpracownicy pracują na umowach B2B (firma-firma - red.) - mówił w środę w rozmowie z Polską Agencją Prasową prezes LOT Rafał Milczarski.
- Pracownicy, którzy otwierają spółkę i sami się zatrudniają, po pierwsze nie powinni pracować na pokładzie samolotu, po drugie nie negocjują tych kontraktów, przychodzą na gotowe warunki – podkreślała jednak przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik.
Kapitan Roman Landowski, który przyłączył się do protestu, wyjaśnił, że prawo europejskie obliguje do "zatrudniania" personelu lotniczego, co oznacza umowy o pracę. – Jeśli ktoś świadczy usługi jest usługodawcą, ale nie pracownikiem – zaznaczył pilot.
- Bardzo możliwe, że słupki rosną. Natomiast tutaj ta polityka społeczna jest prowadzona na niskim poziomie – dodała Żelazik, nawiązując do niższych kosztów po stronie pracodawcy w przypadku umowy B2B w porównaniu do etatu.
Bezpieczeństwo lotów
W wyniku trwającego od czwartku strajku, LOT ma jednak problem z kompletowaniem spełniających wymagania formalne załóg. W czwartek odwołano 12 rejsów, w sumie od początku strajku było ich około sześćdziesięciu.
Ponadto, według informacji portalu tvn24.pl ze źródeł w spółce, w ostatni piątek były przez to zagrożone co najmniej dwa loty dreamlinerów - do Toronto i Tokio. Jedna z kobiet dowiedziała się, że ma pełnić funkcję superwizorki, choć nie miała uprawnień. Zemdlała przy samolocie i zabrało ją pogotowie. Rodzi to pytania o bezpieczeństwo lotów.
- Pozycja pierwszej stewardesy w dreamlinerze polega na wielu czynnościach przede wszystkim na dbaniu o bezpieczeństwo, sprawdzaniu drzwi, sprzętu awaryjnego. Jest to bardzo odpowiedzialna funkcja, ktoś kto nigdy na tej pozycji nie był, będzie poddany ogromnej presji – tłumaczyła Żelazik.
- Do tej sytuacji de facto zmusił ją pracodawca - dodała.
"Ludzie żądają głowy prezesa"
Monika Żelazik przyznała, że trudne może być zakończenie strajku w LOT po negocjacjach z obecnym władzami spółki, ponieważ "ludzie stracili do prezesa (Rafała Milczarskiego - red.) zaufanie".
– Ludzie żądają głowy prezesa, sam jednak do tego doprowadził. Ten konflikt został wyeskalowany, a w ostatnich dniach znacznie przybrał na sile - powiedziała Żelazik.
Kapitan Roman Landowski dodał, że w całej sytuacji najbardziej boli go "brak rozmowy i pogarda".
– Powinniśmy rozmawiać, a nie prowadzić monolog – zaznaczył kapitan. Jak dodał, "zwolnieni pracownicy dostali już oferty pracy z zewnątrz".
Strajk
Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy, który został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot.
Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT.
Autor: mp//dap / Źródło: TVN24 BiS