Senator PiS Jan Maria Jackowski pyta prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego o zarobki i kwalifikacje jego współpracowniczek. Według "Gazety Wyborczej" szefująca departamentowi komunikacji i promocji w NBP Martyna Wojciechowska zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.
"W związku z informacjami w mediach dotyczącymi zarobków miesięcznych Pana współpracowniczek w NBP, które zbulwersowały osoby zwracające się do mojego Biura Senatorskiego, zwracam się do Pana Prezesa z pytaniami, które zadają mi moi wyborcy" – pisze na swojej stronie senator Jackowski.
"1. Czy prawdą jest, że jedna z współpracowniczek Pana Prezesa zarabia 65 tysięcy zł miesięcznie. Jeżeli nie jest to prawdą, to jakie zarobki miesięcznie z uwzględnieniem wszystkich pochodnych osiąga ta osoba w NBP?
2. Jaki jest zakres obowiązków wzmiankowanej współpracowniczki i jakie posiada kwalifikacje merytoryczne, by realizować te zadania" – pyta senator PiS.
Już po opublikowaniu pytań Jackowski tłumaczył dziennikarzom w Sejmie, że jego wyborcy zarzucali mu, iż wynagrodzenia w NBP to "niewyobrażalne kwoty", pytali go również, "jak to się ma do deklaracji, które obóz dobrej zmiany składał". - Takich rozmów, niestety, miałem dużo - wskazywał. - Postanowiłem w tej sprawie przeciąć spekulacje medialne i skierować oświadczenie, czyli interpelację senatorską - u nas to się według regulaminu nazywa oświadczenie - skierowane do pana prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego - mówił.
Dotychczas - jak przekazał senator PiS - Narodowy Bank Polski nie udzielił na nie odpowiedzi. Jackowski wskazywał jednocześnie, że według przepisów organ, do którego zwraca się senator, ma 30 dni na odpowiedź. - Czekam na odpowiedź; mam nadzieję, że będzie wyczerpująca - dodał. Senator PiS pytany, czy jest zbulwersowany wysokością zarobków w NBP, oświadczył, że nie chce komentować tej sytuacji do momentu otrzymania stosownych wyjaśnień od banku. Podkreślił, że ta sprawa powinna być wyjaśniona. - Uważam, że opinia publiczna - choć NBP nie jest instytucją stricte publiczną, w tym sensie, jak te instytucje, które podlegają Ministerstwu Finansów i są rozliczane z budżetu (...) - powinna mieć (informacje) co do zasad, jakie są wynagrodzenia, oczywiście z zachowaniem tajemnicy poszczególnych osób. Mnie nie chodzi o zarobki poszczególnych osób, tylko o sprawę systemową - wskazał. Jackowski poinformował, że nie konsultował swojej inicjatywy z władzami PiS. - Nie konsultuje się oświadczenia czy interpelacji. Jest to wolne wykonywanie mandatu posła i senatora. Mam do tego absolutne prawo, nawet obowiązek, szczególnie w sytuacji, kiedy zwracają się do mnie wyborcy - zaznaczył.
"Dwórki Glapińskiego"
Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o kontrowersjach wokół kariery "dwórek Adama Glapińskiego", czyli dwóch bliskich współpracowniczek prezesa NBP. Chodzi o szefową departamentu komunikacji i promocji w Banku Martynę Wojciechowską oraz dyrektorkę gabinetu prezesa NBP Kamilę Sukiennik. "Wyborcza" poinformowała, że zarobki Wojciechowskiej mogą wynosić około 65 tys. zł miesięcznie.
"Według naszych informacji awans dyrektorski dostała w sierpniu 2016 r. Porównując jej oświadczenia majątkowe sprzed awansu i po nim, oszacowaliśmy, że po podwyżce w sierpniu zarabia ok. 65 tys. miesięcznie wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami. Dla porównania – były prezes NBP Marek Belka dostawał w sumie ok. 57 tys. zł miesięcznie" - napisała "GW".
Portal OKO.press wskazał, że łącznie Wojciechowska może zarabiać jeszcze więcej - nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie. Według serwisu Wojciechowska za zasiadanie w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego otrzymywała bowiem w 2017 roku ponad 11 tysięcy złotych miesięcznie, a w 2018 roku ponad 12 tysięcy złotych miesięcznie.
Narodowy Bank Polski zaprzeczył doniesieniom "Wyborczej", ale nie ujawnił, ile wynoszą zarobki Wojciechowskiej. Pensjom w NBP ma się przyjrzeć NIK, co zapowiedział już jej prezes.
Martyna Wojciechowska do wiosny 2018 roku pełniła też funkcję radnej na Mazowszu i dlatego składała oświadczenia majątkowe. Nie złożyła go jednak za 2017 rok i złożyła mandat.
"Wyborcza" pisała, że Martyna Wojciechowska nie ma wykształcenia ekonomicznego, tylko magisterium z filologii rosyjsko–ukraińskiej.
Z kolei Kamila Sukiennik, która jest dyrektorką gabinetu Glapińskiego, a także zasiada w radzie nadzorczej Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych (KDPW) według doniesień dziennika studiowała zaocznie reklamę w Wyższej Szkole Promocji.
"To głęboko niemoralne"
Kwestię zarobków współpracowniczek Glapińskiego komentowali dziś w Sejmie politycy.
- Jeżeli te informacje się potwierdzą, to byłby to fakt niezwykle bulwersujący i oczekiwałbym, że władze Narodowego Banku Polskiego przedstawią opinii publicznej uzasadnienie tak szokująco wysokich zarobków - powiedział wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
- Jeżeli nie było dementi, myślę, że są wysokie zarobki - stwierdził z kolei w rozmowie z TVN24 poseł PiS Tadeusz Cymański.
- Myślę, że ciemne chmury zbierają się wokół prezesa Glapińskiego, najpierw w związku z KNF, a teraz w związku z jego asystentkami. To jest więcej niż bulwersujące, to jest głęboko niemoralne, żeby asystentka prezesa NBP zarabiała 65 tysięcy złotych - ocenił poseł PO Cezary Tomczyk.
Z kolei rzecznik PSL Jakub Stefaniak, komentując pytania senatora Jackowskiego, stwierdził, że "w PiS już nie tylko o stanowiska, ale też o pieniądze się kłócą". - Szkoda, że tak późno parlamentarzyści PiS-u się budzą - dodał.
Autor: mp / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24