"Żeby wejść do strefy euro, trzeba prowadzić odpowiedzialną politykę finansową, więc - póki co - nie ma tematu" - wskazał we wpisie na Twitterze Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński skierował w środę do szefa PO Grzegorza Schetyny i lidera Kukiz'15 Pawła Kukiza projekt "deklaracji zabezpieczenia interesów finansowych państwa polskiego i jego obywateli", mającej zapewnić, że waluta euro może być wprowadzona w Polsce dopiero, gdy "Polska gospodarczo będzie na poziomie największych krajów UE, a Polacy osiągną europejski poziom życia".
Jak mówił, jest to deklaracja partii i koalicji ponad podziałami politycznymi, ponieważ odnosi się do interesów finansowych państwa i polskich obywateli. - Mam nadzieję, że ta deklaracja pokaże jednak dojrzałość polskiej kasy politycznej, bo w tym wypadku chodzi o oczywisty interes naszego kraju i jego obywateli. Ten interes jest tutaj całkowicie spójny - podkreślił lider PiS.
Opozycja odpowiada
Paweł Kukiz w rozmowie z PAP przypomniał, że "w marcu 2018 roku złożyliśmy wspólnie z Prawicą Rzeczypospolitej projekt uchwały Sejmu, aby zostało zagwarantowane, że złoty jest naszą walutą i nie będziemy przechodzić do strefy euro". - Oczywiście, że poprzemy deklarację, zaproponowaną przez pana Kaczyńskiego, ale dawno już mogło nie być tematu - podkreślił lider Kukiz'15.
O deklarację został zapytany w czwartek w Sejmie rzecznik PO Jan Grabiec. Poseł wyraził zdziwienie, że prezes Prawa i Sprawiedliwości i premier Mateusz Morawiecki "nie zajmują się tym, co dla Polaków jest dziś najistotniejsze", czyli trwającym już drugi tydzień strajkiem nauczycieli i "zagrożonymi" w związku z tym egzaminami maturalnymi. - Chciałbym, żeby politycy partii rządzącej skupili się na tym, co jest realnym problemem Polaków, a nie opowieściach, odwracaniu uwagi, mówieniu o tym, co może się wydarzyć za kilka czy kilkanaście lat - dodał rzecznik PO.
W czwartek na temat przyjęcia euro w Polsce głos zabrał także były premier Donald Tusk. "Żeby wejść do strefy euro, trzeba prowadzić odpowiedzialną politykę finansową, więc - póki co - nie ma tematu" - wskazał we wpisie na Twitterze przewodniczący Rady Europejskiej.
Euro w Polsce
Żeby wejść do strefy euro, trzeba prowadzić odpowiedzialną politykę finansową, więc - póki co - nie ma tematu.
— Donald Tusk (@donaldtusk) April 18, 2019
W Polsce co jakiś czas wraca dyskusja na temat przyjęcia euro.
W sobotę podczas konwencji w Lublinie prezes PiS Jarosław Kaczyński zaznaczał, że Polska nie powinna przyjmować waluty euro. - Mówimy "nie" euro, mówimy "nie" europejskim cenom; przyjmiemy euro, gdy osiągniemy poziom Niemiec - mówił. Także premier Mateusz Morawiecki oceniał, że Polsce nie opłaca się dziś przyjąć euro i rząd chce opierać gospodarkę na polskiej walucie.
Zdaniem premiera to właśnie przyjęcie waluty euro w niewłaściwym czasie w takich krajach jak Włochy, Hiszpania i Grecja było przyczyną "permanentnej stagnacji". - Warto z porażki tych krajów wyciągnąć wnioski dla Polski, bo jesteśmy dzisiaj konfrontowani z tym tematem. Nasi konkurenci polityczni, Platforma Obywatelska, Koalicja Europejska chcą nas jak najszybciej wprowadzić do strefy euro - mówił Morawiecki. - My pokazujemy, że zgodnie i z teorią, i praktyką (...) nie opłaca nam się, dzisiaj w szczególności, przyjąć waluty euro i opłaca się opierać naszą gospodarkę o polską walutę, o polskiego złotego - oświadczył premier.
"Efekt capuccino"
Kwestia wzrostu cen jest jednym z głównych argumentów przeciwników wejścia Polski do strefy euro.
Tymczasem, jak podkreślono w raporcie "Jak żyć z euro. Doświadczenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej" przygotowanym pod kierownictwem prof. Witolda Orłowskiego, takich obaw i wrażeń nie potwierdzają wcale zbierane przez urzędy statystyczne dane o rzeczywistych zmianach cen.
"Tłumaczy się to wystąpieniem tzw. efektu capuccino. Ludzie szczególnie silnie zauważają podwyżkę cen towarów kupowanych często, za które płaci się gotówką (np. kawy we Włoszech)" - podkreślono. W efekcie tego tzw. inflacja postrzegana, w której wzrosty cen są odnotowywane znacznie silniej niż spadki, kształtuje się w krajach wprowadzających euro znacznie wyżej niż rzeczywista inflacja.
Jak wynika z raportu, w przypadku Słowacji (w strefie euro od 2009 roku) tempo wzrostu cen po przyjęciu wspólnej waluty okazało się znacznie niższe niż w przypadku krajów, takich jak Polska, Węgry i Czechy (EŚW-3). W całym okresie od wprowadzenia euro do roku 2017 ceny na Słowacji wzrosły łącznie o 12 proc, a w krajach EŚW-3 przeciętnie o 18 proc. "W krajach bałtyckich (Estonia przyjęła euro w 2011 roku, Łotwa w 2014, a Litwa w 2015) sytuacja nie ukształtowała się w sposób identyczny. Bardzo szybko rozwijająca się Estonia odnotowała po przyjęciu euro wzrost cen wyraźnie wyższy niż w krajach EŚW-3 (łącznie w latach 2011-2017 o 19 proc., wobec 12 proc. w krajach EŚW-3), głównie na skutek szybkiego wzrostu cen usług w ślad za szybko rosnącymi dochodami. W przypadku Łotwy i Litwy wzrost cen był podobny jak w krajach EŚW-3" - napisano.
Autor: mb//bgr / Źródło: tvn24bis.pl