Dyrektywa o prawie autorskim kompletnie niczego nie zmienia dla prywatnych i niekomercyjnych użytkowników. Dotyczy tylko wielkich koncernów zarabiających na czyjejś twórczości, pracy i nakładach - powiedział w TVN24 Marek Frąckowiak, dyrektor Izby Wydawców Prasy. Podkreślił też, że nowe przepisy - wbrew głosom przeciwników - nie wprowadzają żadnej cenzury internetu.
Przyjęcie stanowiska przez PE oznacza, że teraz będą mogły się rozpocząć negocjacje z Radą UE, w której zasiadają państwa członkowskie, nad ostatecznym kształtem regulacji.
Zwolennicy tych regulacji wskazują, że zmiana prawa jest konieczna, aby chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości. Z kolei przeciwnicy ostrzegają przed "cenzurą w internecie" i końcem wolności w sieci. Obawiają się, że każdy, kto udostępni zdjęcie lub link do jakiegoś tekstu, będzie musiał zapłacić za to jego autorom.
Gościem TVN24 był w piątek dyrektor Izby Wydawców Prasy Marek Frąckowiak, który odpowiadał na nadesłane na Kontakt 24 pytania dotyczące wprowadzenia nowych przepisów.
1. Kogo dotyczy dyrektywa? Marek Frąckowiak, Izba Wydawców Prasy: - Ten akt prawny kompletnie niczego nie zmienia dla prywatnych użytkowników. On dotyczy tylko wielkich koncernów zarabiających na czyjejś twórczości, pracy i nakładach. To dotyczy tylko komercyjnego wykorzystania. Wszyscy, którzy dzielą się treściami w internecie w celach niezarobkowych, dalej mogą to robić. 2. Czy nowe przepisy zabraniają udostępniania linków i memów? - Przepisy nie wyłączają w żaden sposób obecnego dozwolonego użytku, a więc cytowania, linkowania czy prawa do robienia memów. Co więcej nowe regulacje wprowadzają nowe wyjątki w ochronie praw autorskich, a więc rozszerzają nawet zasadę dozwolonego użytku. Powtarzam, dla prywatnych użytkowników nie tylko nie zmieni się nic, ale (nawet - red.) zwiększa się ich ochrona i zakres praw.
Nie ma żadnego "podatku od linków". Od wielu miesięcy w tym prawie jest zapisane wprost, że nie dotyczy linkowania.
3. Dlaczego zmieniają się przepisy? - Chodzi o pieniądze, które zarabiają wielkie koncerny internetowe wykorzystując czyjąś pracę, twórczość i nakłady. Z punktu widzenia wydawców prasy chodzi o tak zwane prawa pokrewne, czyli prawo do rekompensaty finansowej dla producenta treści, dla wydawcy, który ponosi koszty drukując gazetę, utrzymując redakcję czy wysyłając dziennikarzy w delegacje.
Te prawa pokrewne od dawna mają wszyscy inni producenci; producenci filmów, muzyki, nawet gier komputerowych. A wydawcy prasy ich nie mieli, bo 20 lat temu zapomniano wpisać je do dyrektywy. Chodzi o zwykłą, ludzką sprawiedliwość po to, żeby ktoś, kto w internecie zarabia na reklamach związanych z tymi treściami, po prostu zapłacił tantiemy czy licencję.
4. Cenzura internetu? - Jeżeli ktoś narusza czyjeś prawa autorskie, to dyrektywa przewiduje pewne mechanizmy regulacji tego. Chodzi o kwestie wynagrodzenia, licencji bądź wycofania utworu naruszającego czyjeś prawa.
Jeśli gdzieś szukać cenzury w internecie, to to jest ta "cenzura". Ale to jest sprawdzenie, czy zrobiłem coś legalnie czy nie. Bo to tylko o to chodzi. Ta dyrektywa nie wprowadza żadnej cenzury.
Autor: tol//dap / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock