Jeśli chcemy zadbać o stabilność finansową Polski w przyszłości, powinniśmy zacząć tworzyć rezerwy w kryptowalutach – przekonuje w rozmowie z tvn24bis.pl Lech Wilczyński z Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin.
Maciej Stańczyk: Zakazywać?
Lech Wilczyński, członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin: Najłatwiej jest czegoś zakazać, ale taka decyzja odnośnie do kryptowalut może zniszczyć całą branżę fintech (nowoczesnych technologii w finansach - red.), a powinniśmy raczej zasysać kapitał, a nie go wypuszczać z rąk. Niemniej, wyobrażam sobie, że taki krok prędzej czy później zostanie podjęty.
Raczej prędzej niż później. Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego już ostrzegają przed ryzykiem związanym z inwestycjami w kryptowaluty. Prezes Związku Banków Polskich uważa, że decyzję o ewentualnym zakazie kryptowalut należy podjąć nawet w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
To byłby bardzo nerwowy krok.
Może słuszny. „Musimy jasno powiedzieć, że bitcoin nie jest walutą, a nawet kryptowalutą” – powiedział szef Narodowego Banku Francji Villeroy de Galhau i ostrzegł przed inwestycjami w kryptowaluty. Takich opinii jest dużo więcej. Wymieniać?
Dziobak składa jaja, wydziela jad i ma dziób. Ale jest ssakiem, osobliwym, ale ssakiem. Z bitcoinem jest podobnie – to osobliwość, nie do końca mówienie o tym, że nie jest walutą, do mnie trafia. Korzystając z internetu też możemy prowadzić rozmowy telefoniczne, a przecież internet nie jest telefonem.
Wróćmy do tematu.
Chodzi mi o to, że bitcoin każdy określa na swój sposób, jak mu wygodnie, zależnie od kontekstu. Raz jest pieniądzem, innym razem – towarem. Takie opinie, jak ta szefa francuskiego banku centralnego, pierwszy raz słyszałem kilka lat temu, kiedy kurs bitcoina przebił tysiąc dolarów. Przyszła korekta i wszyscy o bitcoinie zapomnieli, uznali, że to niszowy temat, który sam się wypali, nie ma więc sensu nim się zajmować.
Teraz bitcoin kosztuje już ponad 15 tysięcy dolarów (rozmawiamy 7 grudnia – red.) i pobija kolejne rekordy.
I świat, który do tej pory bagatelizował bitcoina jest w szoku, mówi o potrzebie regulacji, proponuje jakieś rozwiązania na łapu-capu.
Lepiej nie robić nic i patrzeć jak bańka pęka.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie mam nic przeciwko ostrzeżeniom przed pochopnymi inwestycjami w kryptowaluty. Trzeba studzić emocję ludzi, żeby uniknąć sytuacji, w której ktoś, kto nie rozumie kryptowalut, nie potrafi ich odróżnić od piramidy finansowej, inwestuje oszczędności swojego życia przy najwyższej cenie bitcoina w historii. W takiej sytuacji bezpieczniej jest ostrzegać. Rozumiem strategię banku centralnego i KNF.
To o co chodzi?
Jestem optymistą odnośnie technologii, ale pesymistą w kwestii regulacji. Jeśli będą dotyczyły konkretnie kwestii, np. opodatkowania to wszystko w porządku, biznes korzystający z krytpowalut potrzebuje jasnej wykładni. Ale zakaz? Gruba przesada.
Ta sytuacja nie może się skończyć dobrze. Bańka pęknie – ostrzegają analitycy banków. Bitcoin nie pełni żadnej społecznie użytecznej funkcji i powinien zostać zdelegalizowany – dodaje noblista Joseph Stiglitz.
Analitycy w tym przypadku to sędziowie we własnej sprawie. Nie mają innego wyjścia niż wypowiedzieć się negatywnie w stosunku do technologii, która jest dla nich konkurencją. Nie mogą powiedzieć, że np. za dwie dekady staną się zbędni. Muszą bronić swojego ogródka. Są też tacy, którzy prognozują wzrost bitcoina.
No to zacytujmy dla równowagi. Arthur Hayes z BitMEX zapytany przez agencję Bloomberga mówi, że do końca 2018 roku cena bitcoina może sięgnąć nawet 50 tysięcy dolarów.
Jeżeli nie wydarzy się kataklizm, co jednak często się zdarza w przypadku bitcoina, nie upadnie kolejna platforma, albo nie dojdzie do kradzieży bitcoinów, jego cena do końca roku może osiągnąć nawet 20 tysięcy dolarów.
Albo, albo. Dużo w tym spekulacji. Banki centralne właśnie przed tym przestrzegają.
To obiegowa opinia, że banki centralne nie zajmują się spekulacją.
A pan uważa, że banki centralne powinny inwestować w kryptowaluty. "Brak tworzenia rezerw w kryptowalutach w dniu dzisiejszym jest brakiem zadbania o stabilność finansową państwa w przyszłości".
Tak uważam.
To był cytat. Pana wypowiedź na sejmowej komisji finansów publicznych. Odważna teza.
To może się w tej chwili wydawać kuriozalne. Ale ta technologia nie odejdzie w ciągu roku. Nie odejdzie w ciągu dwóch lat, ani w ciągu dziesięciu lat. Klamka już zapadła. Państwa, które dostrzegą ten element teorii gier związany z wykorzystaniem w tej chwili kryptowalut, będą miały swego rodzaju przewagę konkurencyjną. Brak ubezpieczenia na wypadek sukcesu kryptowalut jest ryzykowny w kontekście stabilności systemu finansowego.
Inna rzecz, że nawet jeżeli bank centralny będzie miał kiedykolwiek ekspozycję na kryptowaluty, to nie powinien się tym chwalić, żeby nie zdradzać swojej pozycji. Obawiam się jednak, że NBP zdecyduje się na ten krok, kiedy nie będzie miał już wyjścia. Jeszcze nie rozumiemy, że gramy w czterowymiarowe szachy na globalnej szachownicy. W pewnym momencie, będziemy zmuszeni wyposażyć się w bitcoiny, żeby zrealizować zobowiązania.
Daleka wizja.
Patrzmy tam, gdzie zmierza świat, a nie, gdzie jesteśmy dzisiaj. Cyfrowe aktywa, ze względu na swoją praktyczność i użyteczność, będą za dwie dekady w powszechnym użyciu. Będą tańsze, wygodniejsze i bardziej praktyczne.
***
Polskie Stowarzyszenie Bitcoin zostało powołane w celu zwiększenie społecznej świadomości i dostępu do wiedzy na temat technologii cyfrowej, którą reprezentuje bitcoin. Skupia programistów, przedsiębiorców, prawników, finansistów, księgowych. Stowarzyszenie chce upowszechniać wiedzę na temat zastosowania bitcoina jako ogólnodostępnego środka transakcyjnego. Reprezentuje też zwolenników kryptowalut w rozmowach z ministerstwami i instytucjami państwowymi.
Autor: Maciej Stańczyk/ms / Źródło: tvn24bis.pl